sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 3

      Małe dzieci zwykle pytane o przyszły zawód, nigdy nie są tego pewne. Chłopcy opowiadają o byciu strażakiem, policjantem lub superbohaterem, a dziewczynki chcą być piosenkarkami, mamusiami czy modelkami. Z wiekiem te upodobania się kształtują, zazwyczaj dochodzi do zmiany, chłopcy wolą być piłkarzami, a dziewczynki fryzjerkami.
      W moim przypadku już od najmłodszych lat wiem, że moim powołaniem jest fizjoterapia. Podobno talent odziedziczyłam po mamie. Jako mała dziewczynka bandażowałam misom nóżki, przedtem przeprowadzając skomplikowane serie ćwiczeń na oczach zdumionych rodziców. Nikt nie wiedział skąd wiedziałam jak rehabilitować. W tajemnicy przed wszystkim oglądałam płyty należące do mamy, które przynosiła po każdym dodatkowym szkoleniu. Pewnego dnia, nawet poradziłam tatowi, żeby zawiózł Nicka na prześwietlenie, kiedy mój braciszek skręcił kostkę, grając w piłkę. Kiedy już to uczynił, wdałam się w dyskusje z lekarzem na temat rehabilitacji. Ojciec był zaskoczony, ale kiedy opowiedział o zdarzeniu mamie było wyraźnie widać, że jest szczęśliwa i dumna. Nigdy się nie dowiedziałam, co wtedy czuła bo raptem rok później, zabrała ją choroba.
        Deszczowy poniedziałek naprawdę przygnębia. Leżę w łóżku i nie mam ochoty aby się z niego podnieść, wziąć prysznic i iść na uczelnię. Jest dopiero godzina 5:16 mimo, że mogę się jeszcze zdrzemnąć, sen nie nadchodzi. Powoli zaczynam wspominać wydarzenia "tamtych lat". "Tamte lata" to czas kiedy życie miałam beztroskie, a rodzinę pełną. To czas gdy nawet deszcz mnie nie dołował tylko uszczęśliwiał bo zawsze wiedziałam, że po nawet największej burzy pojawi się tęcza. Tydzień po śmierci mamy, miałam pierwsze złe myśli. O tym, że świat się zawalił. Ojciec coraz częściej znikał z domu, oddając się pracy. Nie rozmawiał z nami sam nie mógł się otrząsnąć po tym co się stało. Obwiniał się o śmierć chociaż nie mógł nic zrobić. Po raz kolejny białaczka wygrała. Nick starał się jak mógł, wiedział, że skoro ojciec nie miał siły by żyć to on jako syn pierworodny musi dbać o siostrę - czyli o mnie. Dwa lata później ojciec postanowił ponownie się ożenić aby, jak tłumaczył babci, dzieci wychowały się z matką. Jessica sprawiała wrażenie sympatycznej i miłej kobiety. Jeżeli już wtedy była zołzą to idealnie się z tym ukrywała. Kiedy tato ruszył w pościg za pieniędzmi na utrzymanie dzieci, żony i pasierbicy, macocha pokazała prawdziwe oblicze. Wyszło na jaw jaka z niej wywłoka.

         Dźwięk, który wydaje czajnik gotujący wodę  przywraca mnie do otaczającej rzeczywistości. Zalewam napój i siadam przy stole. Po przełknięciu łyka herbaty, uśmiecham się błogo gdy gorąca ciecz rozlewa się po moim organizmie, poruszając przy tym układ krwionośny. Przy jedynym akompaniamencie, odstawianego kubka, przeglądam notatki.Niestety kojąca cisza nie trwa wiecznie. W kuchni pojawia się senna Isabel.
- Chcę kawę... - mruczy.
- To sobie zrób - nawet na nią nie patrzę.
- Chcę kawę ! - podnosi głos.
Czasem odnoszę wrażenie, że Isabel zachowuje się jak dziecko, które nie dostało zabawki. Kiedy ktoś nie chce spełnić jej żądania krzyczy, czasem nawet tupie. Pewnie dlatego tak jej nienawidzę.
- Słyszałaś?! Chcę kawę - zła uderza, suchą jak patyk, ręką w stół.
- Ciekawe co by powiedział Jack' uś jakby cię teraz zobaczył - mruczę ironicznie.
Na tą uwagę uśmiecha się uroczo i rozciąga zadowolona jak kot.
- Boli? No nie? - pyta z szerokim uśmiechem.
- Niby co? - po raz pierwszy patrzę na nią zdziwiona.
- Taki fajny facet jak Jack umawia się ze mną a nie z tobą, musi być przykre no nie?
- Taa, jest przystojny ale tępy.
- Niby dlaczego? - robi zaskoczoną minę.
- Kto z kim przystaje, takim się staje - odpowiadam.
Nie dostaję odpowiedzi, czego się spodziewałam. Isabel jest głupia i zanim skojarzy jakiekolwiek fakty mija długi okres. Ignoruję ją więc, wstaje od stołu i pozostawiając kubek w zlewie wychodzę z pomieszczenia. Kiedy wchodzę po schodach z kuchni słyszę jeszcze piskliwy krzyk Isabel.
- Ze mną się chociaż przespał.
Głos w mojej głowie domaga się natychmiastowego uduszenia Isabel.

       Po zajęciach nie mam ochoty na powrót do pustego domu. Postanawiam odwiedzić jedną z moich dobrych znajomych w Londynie.
        Kawiarenka jest przepełniona ludźmi. Przeciskając się przez tłumy, podchodzę do lady przy której Riley wyciera szklanki. Na mój widok przerywa czynność a na jej znudzoną twarz wpływa szeroki serdeczny uśmiech.
- Kogo moje oczy widzą! Sharon! Co słychać?
Siadam na wolnym krześle, przewieszając przez oparcie kurtkę i uśmiecham się do dziewczyny.
- Studia, życie, praca. Byle do przodu. A u ciebie? - rozglądam się naokoło.
- Pracuję, uczę się, nudy. Interesuje mnie inny fakt. Znalazłaś pracę? - uśmiecha się promiennie.
- Udało się, niby jestem na razie na próbę, ale jest nadzieja, że będę pracować na stałe.
- Czym się zajmujesz? Znowu praca kelnerska? - puszcza mi oko.
- Tym razem jestem barmanką.
- Fiu fiu - dziewczyna gwiżdże z wrażenia - To już wyższa szkoła jazdy.
- Bez ironii, panno koleżanko - udaję obrażoną.
- Nie obrażaj się - dziewczyna nalewa kawę do filiżanki, następnie mi ją podając - Proszę, w nagrodę abyś nie była na mnie wiecznie zła, zostaniesz obsłużona jako pierwsza. Teraz wybacz bo stary nie daje się udobruchać jedną kawą więc muszę wracać do pracy - uśmiecha się z przepraszającą miną i biegnie z zamówieniem do pobliskiego stolika.
Jeszcze chwilę po jej odejściu siedzę i piję kawę, po czym zostawiam pieniądze za napój i wychodzę z kawiarenki prosto w ulewę. W tak deszczowy dzień zwykle zadaję sobie pytanie, czy istnieje pojęcie wiecznego szczęścia.

       Kolejny tydzień mija jak z bicza strzelił. Po poniedziałkowej chandrze, wtorkowym smuteczku, środowej neutralności, czwartkowym spokoju i wreszcie szczęśliwym piątku, przychodzi sobota i kolejny wieczór pełen roboty. Tego dnia Isabel nie zażyczya już sobie przygotowania kolacji więc mam więcej czasu na odpoczynek. Kolejnym szczęśliwym faktem jest zaś to, że ubiera się w najlepsze ciuchy i wybywa z domu. Uff. Bogowie mnie nie opuścili.
       Jak też przeczuwałam w klubie pracy nie brakuje. Ktoś chce drinka, ktoś woli sok, ktoś inny zwykłe piwo. Pracuję na pełnych obrotach. Różnorodnych klientów nie brakowało. W sobotę Londyn z deszczowego przeistaczał się w najbardziej rozrywkowe miasto Anglii. Dziwię się bo na moje oko najlepszym sposobem na spędzenie sobotniego wieczoru byłby zwykły spacer. Dobrze, że Charlie nie wie o czym myślę. Pewnie by mnie udusiła. Kończę po chwili swoje przemyślenia bo do baru podchodzi mężczyzna prosząc o sok i piwo. Nagle podbiega do niego dziewczyna, która zaczyna go obściskiwać, to powoduje moje zażenowanie, ale staram się nie zwracać na nich uwagi. Jednak para jest tak niezdarna, że chłopak machnięciem ręki  przewraca szklankę ze słomkami, które w efekcie lądują na podłodze. Zirytowana kucam więc aby je pozbierać i wyrzucić. Chwilę potem słyszę jak ktoś puka w blat baru. Obok mnie nie ma żadnego innego barmana więc muszę wstać i sama go obsłużyć, ale stwierdzam, że do zebrania zostało mi tylko kilka słomek więc parę sekund go nie zbawi. Klient nie myśli jednak podobnie, słyszę mocniejsze uderzenie w stół. Podnoszę się zła i staje twarzą w twarz z niecierpliwym człowiekiem.
- Długo mam czekać - słysząc ten głos zamieram.
Podnoszę głowę do góry, aby się przekonać czy nie śnię. Nie, to nie sen. On również milknie kiedy spogląda na moją twarz. Bo otóż przede mną stoi we własnej osobie Nicklas Bendtner - mój kochany brat.
- Co ty tu robisz? - cóż nie takiego powitanie oczekiwałam.
- Nie widać, że pracuję - odpowiadam mu, odważnie patrząc w oczy.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś w Londynie - patrzy na mnie z wyraźnym wyrzutem.
Świetnie, pierwsze spotkanie od kilku lat a zamiast miłego powitania, chłód i rezerwa. Nawet brata straciłam. Bo to już nie był ten sam chłopak, który opuszczał Kopenhagę, aby podbić świat piłki. Moje mniemanie na jego temat, utwierdza jeszcze sytuacja kiedy jakaś wymalowana i ubrana jak do burdelu blondyna podchodzi do niego i uwieszając się na ramieniu pyta piskliwym głosikiem.
- Coś się stało kociaku?
Kiedy to słyszę prycham, trochę za głośno bo ich spojrzenia kierują się w moją stronę.
- Co podać? - pytam więc jakby nigdy nic i posyłam im najbardziej nieszczery uśmiech jaki kiedykolwiek gościł na mojej twarzy.
Nicklas patrzy na mnie przez chwilę, po czym odwraca się i bez słowa wychodzi. Staram się nie pozbywać uśmiechu z mojej twarzy, ale w tej chwili mam ochotę po prostu uderzyć głową o blat baru.

        To nie miało tak być. Pluję sobie w brodę podczas powrotu do domu. Jest już ciemna noc, zapinam kurtkę, zawiązuje sznurówki w trampkach i ruszam ulicami Londynu. Kiedy przechodzę koło parkingu dostrzegam samochód a o niego opartego mężczyznę. Przyśpieszam krok i z opuszczoną głową chce przejść niezauważona. Nie udaje mi się ten manewr.
- Poczekaj! - słyszę za sobą okrzyk i chwilę potem chłopak do mnie podbiega.
- Czego? - nie mam ochotę na rozmowę więc staram się go zbyć.
- Musimy chyba porozmawiać - odpowiada patrząc na mnie uważnie, ale ja unikam tego spojrzenia obserwując moje sznurówki.
- Śpieszę się - chcę się odwrócić i odejść, ale łapie mnie za rękę i delikatnie przyciąga.
- Nie jestem z Isabel - mówi bez owijania w bawełnę.
- Po co mi to mówisz? Nie interesuje mnie to - odpowiadam i po raz pierwszy spoglądam mu w oczy.
Patrzy na mnie uważnie.
- A ja chcę, żebyś wiedziała. Bo wiesz...ostatnio wydawało mi się, że no...chciałaś wiedzieć. Nie spałem z nią. To znaczy spałem...ale to nie tak jak myślisz - chłopak się miesza i opuszcza wzrok.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. To wasza sprawa i naprawdę nie urażasz mnie swoją obecnością w naszym domu - odpowiadam.
- Właśnie, że muszę...bo wiesz ja cię bardzo lubię - drapie się zabawnie w głowę i robi niepewną minę.
To nie są zdecydowanie słowa, które dziewczyna chciałaby usłyszeć od chłopaka, ale mi mimo wszystko robi  się jakoś ciepło na sercu. Głos w mojej głowie zaczyna coś skandować na kształt: "pocałuj go", ale uciszam tego intruza bo po prostu zaczyna mnie już irytować swoją obecnością. Wariatka ze mnie.
- Słucham? - blondyn patrzy na mnie zaskoczony, a ja zdaję sobie sprawę, że ostatnie zdanie powiedziałam na głos.
Paranoja.
- Nic, nic, po prostu chciałam powiedzieć, że miło mi to słyszeć, ale nie musisz mi się tłumaczyć. Nie znamy się tak właściwie zbyt dobrze. Nie obiecywałeś  mi niczego, nie oświadczałeś mi się. Jesteś wolnym człowiekiem, możesz robić co chcesz bo nie mogę Ci niczego zabronić.
- Nie jesteś na mnie zła? Bo odniosłem ostatnio wrażenie, że się obraziłaś.
Krzyżuję palce w kieszeni i odpowiadam.
- Nie nie byłam, a nawet nie mam zamiaru być.
Uśmiecha się z ulgą.
- Może podwieźć?
Kiwam w odpowiedzi głową.
- Jasne, dzięki.

       Jest już druga w nocy, a ja nadal nie mogę zasnąć. Myślę ciągle o rozmowie z Jackiem, ale co chwilę przypomina mi się widok Nicka. Strasznie zraniło mnie to jak mnie potraktował. Miałam nadzieję, że kiedy dane mi będzie go spotkać, rozmowa przebiegnie inaczej. Niestety to co miało miejsce wczorajszego wieczoru nie mogę zaliczyć do udanych konwersacji. Własny brat mnie nienawidzi. Straciłam matkę, ojciec ma mnie gdzieś, a teraz w dodatku brat mnie ignoruje. Świetnie. Żyć nie umierać, raj na ziemi.
      Niedziela przebiega spokojnie. Isabel odpoczywa po imprezie więc mam czas dla siebie. Po zrobieniu porządków zabieram się za odpoczynek. Włączam więc laptopa i jak się okazuje Charlie również jest dostępna. Chwilę później widzę jej nieogarniętą, rozespaną twarz na monitorze.
- Nie, nie patrz na mnie pani: wstaję-o-6-żeby-się-przygotować-do-życia - blondyna od razu zaczyna typową dla siebie gadkę.
Zdecydowanie wiele razy zadawałam sobie pytanie jakim cudem takie stworzenie z zagrożeniem ADHD jak ona, przyjaźni się z irytująco dokładną osobą jak ja. Aż trudno uwierzyć jeszcze dwa lata temu była najlepszą przyjaciółką Isabel. Jednak jak to bywa w przyjaźniach, moja siostra odbiła Charlotte chłopaka, a Charlie podbiła jej oko. Cała sytuacja nie skończyła by się dla panny Wilson dobrze, gdybym nie powiedziała dyrektorce naszego liceum, jako jedyny świadek zdarzenia, że Isabel spadła ze schodów. Moja siostra była w takim szoku, że do dnia dzisiejszego nie wie jak było naprawdę. I takim oto sposobem zakumplowałam się z Charlie.
- Czy ty kiedykolwiek zamierzasz spędzić sobotni wieczór w domu? - uśmiecham się do dziewczyny.
- Nie jestem tobą, kujonie - odpowiada.
- Akurat wróciłam dopiero o pierwszej w nocy - pokazuje jej język.
- Wow, co ty dajesz - zaśmiewa się - Ej Nate! Ronnie była na melanżu - krzyczy w głąb domu.
Po drugiej stronie, słyszę tylko jakiś okrzyk, ale po chwili w monitorze pojawia się brunet z rozczochranymi włosami.
- Hej Ron! - uśmiecha się.
- Cześć Elvis - macham mu na powitanie.
Nathan Davies to współlokator i przyjaciel Charlie. Ich rodziny, mieszkają po sąsiedzku jednocześnie się przyjaźniąc. Wiadomo ojciec pożyczył ojcu kosiarkę, matki robiły wypady na zakupy. Charlie opowiadała mi również, że ich rodzice planowali aby ona i Nathan się pobrali, ale nie wyszły im plany, Bo otóż Nate jest gejem. A szkoda bo to naprawdę sympatyczny i przystojny facet. Poznałam go, kiedy zaczęłam się  przyjaźnić z Charlie. Kiedy przyprowadziła mnie do ich domu, chłopak akurat brał prysznic. Pamiętam dokładnie jak dziewczyna krzyknęła.
- Sharon przyszła!
Kiedy chłopak się pojawił uśmiechnął się szeroko i potrząsając moją dłoń powiedział.
- Witaj Ron.
Widocznie nie dosłyszał tego co powiedziała Charlie, tylko zrozumiał po swojemu. Od tamtej właśnie pory nazywają mnie Ronem albo Ronnie, nie przeszkadza mi to, można powiedzieć, że nawet uwielbiam to przezwisko.
- Jak tam życie w Londynie?
- Studia, praca, katorga z Isabel, nic się nie dzieje.
- A chłopaka jakiegoś znalazłaś? - Charlie uśmiecha się unosząc brwi.
- Ona nie jest tobą, bestio, żeby tak źle traktować mężczyzn - mruczy Nate.
- Nie chce pokazywać palcem, kto ostatnio chciał mi odbić chłopaka.
Elvis jedynie czochra ją po głowie i znika mi z widoku, ale słyszę jeszcze słowa.
- Zostawiam was porozmawiajcie o babskich sprawach.
- O moim peelingu to też pamiętam - wrzeszczy jeszcze za nim Charlotte.
- Bestia - pada odpowiedź z korytarza.
- Elvis umarł - krzyczy Charlie, po czym mówi już ciszej - Nienawidzę go.
- Wolałabym jego za współlokatora niż...- wymownie spoglądam na zamknięte drzwi.
- Jakbyś miała problemy to wiesz gdzie mieszkam - blondynka puszcza mi oko- A tak poważne, nie mów, że się tylko uczysz. Musiałaś kogoś poznać.
- Poznałam - mruczę pod nosem.
- AHA! - dziewczyna klaszcze w dłonie z tryumfem- Opowiadaj!
- Nie ma o czym. Ma na imię Jack, jest blondynem o pięknych oczach i słodkich dołeczkach w policzkach - mruczę w odpowiedzi.
- Jezu, podoba ci się...
- Wcale, że nie! - zaprzeczam gwałtownie.
Za gwałtownie.
- Rumienisz się! Nie oszukasz cioci Charlie!
- Wyjdź! - warczę, ale nie wytrzymuje i uśmiecham się.
Po chwili dziewczyna odwraca głowę w stronę drzwi i krzyczy.
- Nate, debilu ktoś się dobija do drzwi, otwórz!
Chłopak coś odkrzykuje, ale nie słyszę dokładnie co.
- Kuźwa, znowu bierze prysznic. Wybacz Ronnie, muszę otworzyć. Nie martw się, "ta" rozmowa cię nie minie - puszcza mi oko.
- Pa! - żegnam się szybko.
Charlie się rozłącza. Boże jak ja za nią tęsknie.

      Po obiedzie przychodzi poczta. Dwie identyczne koperty zaadresowane do mnie i do Isabel. Otwieram swoją kopertę i ku mojemu zaskoczeniu ukazuje się zaproszenie... na bal.
       Mamy zaszczyt zaprosić panią Sharon Bendtner na bankiet, który odbędzie się dnia 30 listopada 2013 r. o godz. 21:00 przy Baker Street w lokalu "Szmaragd". Strój galowy oraz maski obowiązkowe. 
                                                                                                                       Zapraszamy! 
Jedno zaproszenie odejmuje mi mowę na pół godziny. Co najmniej. Londyn to zaskakujące miasto.
Ciekawe co jeszcze mnie czeka tutaj w przyszłości.





Od autorki: Możecie być ze mnie dumni. Rozdział jest jednak szybciej niż myślałam. Może krótszy, trochę nudny ale postaram się jakoś rozkręcić. Już niedługo będę mogła w pełni oddać się procesowi twórczemu. Co do samej treści. Jest nasz obiecany buntownik. I jak już miałam się trzymać mojej kochanej baśni z dzieciństwa mamy również, sam wątek z balem. Co będzie się działo nie muszę mówić. Przekonacie się sami. Pozdrawiam Katorga. 

PS. Dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze. 

5 komentarzy:

  1. Nareszcie Nick<3! Chociaż wiadomo, myślałam, że wczuje się w rolę brata na nowo i nie zostawi Sharon samej. Ale taki jest właśnie - nieobliczalny, wypierający wszelkie uczucia. Przeczuwam, że pojawi się na balu ;>. Dobra, już nic nie mówię i nie gdybam, żeby nie wyprzedzać opowiadania :D I JESTEM DUMNA, BARDZO BARDZO!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę od tego, że podziwiam Cię za napisanie rozdziału, zważając na to, że masz testy za tydzień. Ja łudzę się, że zdążę do testów, bo inaczej rozdział będzie dopiero w maju, ale słabo mi idzie. xD
    Co do rozdziału...
    Isabel jak zwykle w-k-u-r-z-a-j-ą-c-a.
    Jack jest taaaki słodki! To urocze, że przyszedł powiedzieć jej, że nie spał z Isabel. No i on ją bardzo lubi *,* ooooch.
    Ej, czekaj. Od kiedy to ja jestem przekonana do Jacka? No dobra, w tym rozdziale był totalnie uroczy, więc jestem :D Chociaż to, że spędza czas z Isabel wciąż jest podejrzane i dziwne.
    Nick. Nie wiem co mam o nim myśleć, no bo spotykają się po długim czasie, a on z jakąś lafiryndą i totalnie olewa Sharon. Ja tam wciąż liczę na troskliwego, miłego braciszka, no ale zobaczymy jak ty to sobie ułożyłaś :D
    I mamy bal! :D

    Czuję lekki niedosyt po tym rozdziale, rzeczywiście nieco krótki, ale i tak brawo za napisanie go. :D
    Czekam na następny, aż się akcja porządnie rozkręci no i POWODZENIA NA TESTACH (omg...)! :D
    Całuski ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżeli Jack nie spał z Isabel (całe szczęście!!) to w takim razie jak inaczej można wytłumaczyć obecność Jack'a w domu Sharon i Isabel rano w samych bokserkach... chciałabym już wiedzieć o co chodzi.Jack pofatygował się i tłumaczył się Sharon, że nie spał z jej siostrą co oznacza tylko jedno. Ona nie jest mu obojętna.
    Ona - w głębi duszy ucieszyła się, że nic między nimi nie było. Jack jej się podoba i nie chce się do tego przyznać xD
    Rozdział jest świetny, czekam na następny i pozdrawiam ;*

    [przemokniete-serca.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero dziś trafiłam na tego bloga i już mogę stwierdzić, że będę tu zaglądać. Fajnie że głównym bohaterem jest Jack. Czekam na kolejny rozdział;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na 1 rozdział nowego opowiadania :)
    http://pod-maska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń