niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 13

        Boże Narodzenie, to takie piękne, radosne, rodzinne święto. Wszyscy są szczęśliwi, obdarowują się prezentami, ulicami chodzą fałszywi mikołaje. Niby wszystko ładnie, pięknie, ale jest jeden problem. Od przeszło 10 lat nie czuję tej magii. Pewnie dlatego, że nie mam rodziny idealnej. Isabel i Jessica rok w rok odstawione w piekielnie drogie sukienki, nie zawracały sobie głowy tradycją, którą pamiętam z czasów, gdy żyła mama i zasiadaliśmy wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdki przy stole, całą czwórką. One bardziej interesowały się co przywiózł ojciec, który z roku na rok, wydaje się bardziej chory. Potem, siadaliśmy przy stole zastawianym przez katering zamówiony z cholernie drogiej restauracji. Choinka też była tandetna. Sztuczna i przyozdobiona jak z katalogu rodziny nowoczesnej. Zawsze brakowało mi ciepła, życzeń, kolęd
i radości bycia razem. Te święta zapowiadają się inaczej. Spędzę je z przyjaciółką, jej kuzynem i bratem. W końcu. Tak. Można powiedzieć, że postanowiłam dać mu szansę. Nie jest może tak idealnie, jak można sobie wyobrazić, ale źle też nie jest. Oczywiście Nicklas od razu zaproponował mi powrót do niego, ale odmówiłam. To, że przyjęłam jego przeprosiny, nie oznacza, że mu ufam. Po prostu nie potrafię się przełamać, w dodatku wiem, że nadal jest z Lisą i czuję, że w każdym momencie konflikt może się zaostrzyć.
           Obecnie stoję przy oknie popijając gorącą herbatę z cytryną. Wpatruję się w widok za oknem, mimo, że na ulicy nie rozgrywa się nic ciekawego. Po chwili zauważam grupkę ludzi zmierzającą w stronę domu. Jak zwykle.  Mieszkanie Matta stało się ośrodkiem wszelkich spotkań towarzyskich. Nie ma dnia, żeby ktoś nie wpadł z wizytą. A to Jack przychodzi przetestować moją cierpliwość, a to Aaron z Alex'em odwiedzają nas w celu obejrzenia filmu, do tej listy dopiszmy jeszcze Nicka, który osamotniony, szuka towarzystwa i cały czas stara się mi wszystko wynagrodzić.
             Zatrzymując się chwilę przy sprawie z Nicklasem, muszę przyznać, że brat naprawdę wrócił do życia. Przestał imprezować, zaczął trenować, zmienił się. Dostrzegłam to podczas rozmowy z nim, po pamiętnym zdarzeniu z osiłkami Isabel.

            Chłopak nie wiedział gdzie podziać wzrok, albo rozglądał się po przytulnej kuchni, albo wlepiał spojrzenie w trzymany w dłoniach kubek. Nie potrafił spojrzeć siostrze w oczy. Czuł wyrzuty sumienia. Od razu można było to dostrzec po jego wyrazie twarzy. Po chwili milczenia, przełamał się jakoś, mimo, że zaczął rozmowę najbanalniejszym pytaniem. 
- Jak tam... na uczelni? 
- Mam przerwę świąteczną - zmrużyła oczy, ale kiedy dostrzegła jego zmieszanie, dodała - Jednak nie narzekam. Radzę sobie. 
- To dobrze... - uśmiechnął się do niej, po czym westchnął - Wiem, że Cię zawiodłem, zachowywałem się jak palant...
- Powtarzasz się... - przerwała mu. - Rozumiem, jest ci głupio, obraziłeś się, nawet nie wiem dokładnie o co, a potem po prostu oskarżyłeś mnie o egoizm, mimo, że wystarczyło spokojnie powiedzieć co ci się nie podoba. Uszanowałabym to. 
- Tego, że jestem z Lisą nie uszanowałaś...
Spojrzała na niego ostro, więc zamilkł, ale tylko na moment. 
- Wiem jednak, że mimo tego, że tolerujesz mój związek, nie podoba ci się Lisa i również to szanuje. Ktoś mi już uświadomił, że nie każdy postrzega świat podobnie jak my, a nie zwracanie uwagi na poglądy innych ludzi burzy harmonię i jest typowe dla egoistów. 
- Ta osoba jest bardzo mądra. 
- Oboje to spieprzyliśmy, chociaż ja w większym stopniu. Nie zaufasz mi szybko, ale chce żebyś wiedziała, że będę się starał. Tylko ty mi zostałaś i jesteś dla mnie cholernie ważna - stwierdził po czym, ponownie, wlepił wzrok w kubek. 

 - Czy aby nie za dużo myślisz? - głos za moimi plecami doprowadza mnie do porządku.
Odwracam się i dostrzegam jak zwykle, szeroko uśmiechniętego szatyna.
- Żeby myśleć więcej od ciebie, to dużo nie trzeba, Wilshere - odgryzam się.
Chłopak w odpowiedzi robi obrażoną minę, krzyżując ręce na piersiach.
- Bardzo śmieszne.
- Jacky pociśnięty - ryknął Alex, którego przybycia nawet nie zauważam.
Nie oszukujmy się, po historii, którą opowiedział mi Jack, inaczej patrzyłam na Chambo. Nie widziałam w nim już wiecznie zadowolonego z życia człowieka. W jego oczach dostrzegałam skrywany ból, co powodowało, że najchętniej przytuliłabym go z całej siły.
- Alex, może byś mi pomógł a nie zbijasz się z Wilshere'a, poczekaj trochę ja też się pośmieje - do towarzystwo dołącza Aaron, który ciężko oddychając, wnosi jakieś ciężkie torby  z zakupami - Cześć Sharon.
- Cześć, obrabowałeś sklep?
- Nie ja, lecz pewien blond-demon.
- SŁYSZAŁAM! - z korytarza dobiega krzyk Charlie, która po chwili wpada do pokoju - Jesteś dupkiem, Rambo.
- Nie bardziej niż ty - chłopak uśmiecha się do blondynki.
Dziewczyna odpowiada mu tym samym, po czym stwierdza:
- Bo ja jestem nie do pobicia.
- Nie wątpię.
Zauważam, że nie odwracają spojrzeń, tylko wciąż patrzą na siebie z tymi uśmiechami. Czuję się dziwnie, widząc między nimi tą wymianę, odwracam więc wzrok, wyłapując, że Jack mi się przygląda. Macham jednak głową, czegoś na kształt: "Milcz lepiej", a on uśmiecha się pokrzepiająco. Irytuje mnie to jego niewerbalne pocieszenie.
- Chcecie coś do picia? Kawy, herbaty, soku?
- Jest prawie piąta. Bardzo chętnie! - wyszczerza się Alex - Nie ma to jak herbatka w doborowym towarzystwie.
- Ja poproszę kawę - wtrąca się Aaron.
- Pikawa ci siądzie - śmieje się Charlie.
I znowu te spojrzenia. Nie wytrzymuje, wychodzę, odprowadzana spojrzeniem Wilshere'a.

       Łatwy kontakt z chłopakami to jedna z cech, godnych podziwu, Charlie. Kiedy ją poznałam, to pierwszą rzeczą jaką dostrzegłam to było, to, że szybko znajdowała wspólny język z nowo poznanymi osobnikami płci męskiej. W dodatku, po grób przyjaźni się z Nate'm, co prawda gejem, ale to nadal facet. Zawsze jej tego zazdrościłam. Nigdy nie miała takich problemów jak ja. Gdy podobał mi się jakiś chłopak, potrafiłam miesiącami użalać się nad losem i nie próbowałam nawet w jakikolwiek sposób zadziałać. A ona? Raz dwa i już była umówiona na randkę. Mimo, że nie ma problemów z nawiązaniem kontaktu, to jednak nie potrafi być stała w związku. I to jest jej wadą.
           Tak jest i teraz. Stoję w drzwiach kuchni i przyglądam się z uśmiechem, jak moja przyjaciółka ubiera choinkę w asyście Matta i mojego braciszka. Śmiechom i wariacjom nie ma końca. Cała trójka jest bardziej odziana w ozdoby choinkowe, niż samo drzewko, którego wniesienie do salonu wymagało pomocy, połowy składu Arsenalu, który jeszcze nie opuścił Londynu. Nad opuszczeniem takiego szaleństwa jak ubieranie choinki, najbardziej ubolewało trzech muszkieterów: Alex, Aaron i Jacky. Alex udał się do Portsmouth, gdzie ma spędzić święta z rodziną, podobnie jak Rambo i Wilshere, którzy również na czas świąt wyjechali do rodzinnych domów. Nie obyło się poprzedniego wieczoru bez świątecznej kolacji, pełnej życzeń i ciągłych obiecywań, ze strony muszkieterów, że wrócą na Sylwestra.

     Święta, święta i po świętach, jak to mówią. Te kilka dni minęło jak z bicza strzelił. Jednak czas minął, zdecydowanie w lepszym towarzystwie i z ręką na sercu mogę przyznać, że to były najlepsze święta w przeciągu kilku lat.
      Dwa dni później wracają muszkieterowie. Oczywiście pierwszą rzeczą jak robią to odwiedziny w domu Matta i wyciągniecie nas na imprezę. Wszyscy postanowiliśmy świętować urodziny Aarona, które wypadały 26 grudnia. Wybieramy klub w którym pracuje i w wesołych nastrojach, podbijamy miasto. Kiedy pojawiamy się na miejscu, jest już trochę osób, które podobnie jak my, nie miały zamiaru bezczynnie siedzieć w domu. Udaje nam się zająć jakiś wolny stolik, po czym niemal natychmiast chłopcy zaczynają żartować sobie z Wilshere'a.
- Jack, Jack, tamta laska z wąsami jest idealna dla ciebie! - krzyczy Alex, na co wybuchamy głośnym śmiechem.
- No coś ty, Chambo, za ładna - śmieje się Aaron.
Jack robi  w tym czasie nadąsaną minę i krzyżuje ręce na piersiach.
- Boże Wilshere, ale wstyd, Ramsey ci pocisnął - wyrywa się blondynka, prychając śmiechem.
Aaron spogląda na nią z tym uśmiechem, a ona na niego. I znowu ta dziwna wymiana. Odwracam wzrok.
- Ej, a gdzie się podział Nicklas? - nagle Alex zaczyna gorączkowo rozglądać się po klubie, a wszyscy idziemy jego przykładem, szukając wśród tłumów, blondasa.
- Super, chyba nie poszedł na podboje - jęczę z przerażeniem.
- Spokojnie, znajdzie się - Charlie stara się mnie uspokoić, lecz słabo jej to idzie.
Jednak po chwili pojawia się mój braciszek z szerokim uśmiechem w towarzystwie znajomej mi brunetki.
- Riley?! - jestem zaskoczona jej widokiem i posyłam zdziwione spojrzenie bratu, który uśmiecha się szeroko.
- Cześć - dziewczyna jest lekko onieśmielona towarzystwem, ale blondas nie pozwala jej się tak łatwo wycofać.
- Sharon, to jest właśnie ta mądra osoba, która uświadomiła mi, że niszczę sobie życie.
- Chyba dobrze - spoglądam na Charlie, która uśmiecha się szeroko i próbuje załagodzić niezręczność sytuacji.
- Miło cię poznać, Riley, jestem Charlotte, ale mów mi Charlie - dziewczyna uśmiecha się przyjaźnie, ściskając zaskoczoną brunetkę.
Reszta towarzystwa idzie jej śladem i wita się z panną Smith. Następnie zajmują wraz z przybyłą miejsce przy stoliku. Dziewczyna niepewnie siada obok mnie. Towarzystwo nie zwraca uwagi na niezręczność panującą między nami, powracają żartobliwe rozmowy. Niedługo potem na parkiet wędruje Charlie i Aaron, a Nick, Alex i Jack dyskutują o piłce nożnej, jak zwykle. Ja i Riley milczymy, ale brunetka postanawia przerwać tą ciszę.
- Słuchaj, przepraszam cię za wtedy, byłam dla ciebie strasznie chamska.
- Rozumiem to, byłaś wściekła, w końcu straciłaś pracę. Jak sobie teraz radzisz?
- Chcieli mnie przyjąć z powrotem, ale odmówiłam, szef mnie nawet przeprosił, ale znalazłam pracę gdzie indziej, świetni ludzie, szefowa to równa babka. To taka mała kafejka na przedmieściach, niedaleko mieszkam, mam blisko i do pracy i na uczelnię. A jak u ciebie? Dogadałaś się z Nickiem? - dziewczyna uśmiecha się przyjaźnie.
- Nie jest źle, ale idealnej relacji nie ma. Stara się chłopak a to dobrze, z mojej strony jest to samo, w końcu również sama troszkę zawiniłam.
- To świetny facet - Riley spogląda w kierunku blondyna, który śmieje się wraz z Alex'em, z obrażonego czymś Jacka.
- Jak się dogadaliście, bo nie ukrywam, że strasznie mnie to ciekawi? - patrzę na brunetkę z wyczekiwaniem.
Odrywa spojrzenie od mojego brata i spogląda na mnie z lekkim uśmiechem.
- Wpadliśmy na siebie przypadkiem, w kafejce gdzie teraz pracuję, zapamiętał mnie bo sam zaczął rozmowę, przeprosił za tą głupią akcję ze swoją narzeczoną... - na dźwięk tego słowa krzywię się lekko - ... potem pogadaliśmy i tak jakoś od tamtej pory utrzymujemy kontakt.
- O proszę - zaśmiewam się - braciszek casanova, przykładnym kumplem i to kobiety.
Dziewczyna odpowiada mi śmiechem.
- Cześć misiaczki! - wszyscy podnosimy głowę i dostrzegamy przed stolikiem, osobę, której za nic w świecie nie chciałam akurat spotkać.
Isabel.
- Czego chcesz? - warczy w odpowiedzi Nick.
- No jak to co, pobawić się w towarzystwie rodzeństwa i ich przyjaciół. Wasi przyjaciele, są moimi przyjaciółmi, nie zapominajcie - woła ze sztuczną radością, po czym wpycha swój kościsty tyłek między mnie i Jacka, następnie obejmując mnie ramieniem.
- Nie miałaś ochoty się ze mną zobaczyć, to musiałam cię znaleźć - uśmiecha się nadal, a ja zauważam lód w oczach.
W odpowiedzi zrzucam jej ręce z ramion i patrzę na nią z wściekłością.
Po chwili do stolika wraca Aaron, ale już bez Charlie, lecz w towarzystwie jakiejś laski, która, mogę przysiąc, jest kopią Isabel. Ten platynowy blond, strój bardziej odsłaniający niż zasłaniający i fałszywa radość w oczach.
- Ej, Rambo dziewczynę ci podmienili - stwierdził zdziwiony Alex, na co brunet jedynie posłał mu bezradne spojrzenie.
Całą ta sytuacja była cholernie dziwna, wymieniam spojrzenia z Nickiem, ale on odpowiada mi miną mówiącą, że też nie wie co tutaj się dzieje. Niedługo potem, dołącza do nas Olivier Giroud, który towarzyszy na imprezie blond idiotce. Z uśmiechem wita się z wszystkimi, a później czule z Isabel. A mi się zbiera na wymioty.
- Chodź Angela, do toalety przypudrować nosek - Isabel zaśmiewa się z własnego żarciku, po czym znika w tłumie ze swoim klonem.
Kiedy tylko się oddaliła Nick od razu atakuje Francuza.
- Co ty chłopie wyrabiasz?!
- Nie wiem, o czym mówisz? - dziwi się Olivier.
- Prowadzasz się z tą debilką. Co z Jennifer?!
- Nie życzę sobie, żebyś tak o niej mówił! A Jen to przeszłość. Nie pasowaliśmy do siebie.
- Co innego mówiłeś, gdy dwa miesiące temu kupiłeś pierścionek zaręczynowy - wtrąca się poirytowany Jack.
- Rozumiem twój ból chłopie, ale daruj sobie kazania - Francuz uśmiecha się z politowaniem - Jestem z nią szczęśliwy, to mi wystarczy. Nie zamierzam słuchać ludzi, którzy nie mają pojęcia o związkach.
- Słucham? - Nicklas robi wielkie oczy.
- Tak, tak. Nick, wszyscy wiedzą że lubisz sobie pohulać na imprezach zamiast trenować i do tego wyrwać jakąś dupeczkę, nawet jeżeli masz narzeczoną. Jack też nie potrafi zagrzać długo miejsca, tylko co tydzień zmienia obiekty zainteresowania, nie wiem z jakiej paki taka ładna i inteligentna dziewczyna jak Sharon zadaje się z kimś takim jak ty. Aaron wieczny singiel, a Alex też na wszystkie imprezy chodzi sam, więc to od razu widać że albo żadna go nie chce albo lubi zabawę na jedną noc - wypala chłopak, ale przesadził.
I to bardzo.
Mulata jakby trafia szlag. Podrywa się z miejsca i łapie napastnika za koszulę.
- Nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz pojęcia - po czym puszcza zdziwionego i jednocześnie wystraszonego kolegę z drużyny, po czym wychodzi.
- Powinieneś dostać w ryj, ale nikt nie zamierza robić rozróby dla takiego idioty jak ty - stwierdza Aaron, następnie podnosi się z kanapy - pójdę do niego.
- Nie, ja pójdę - odzywam się, a wszyscy kierują na mnie zdziwiony wzrok - Jest w takim stanie, jakim nie powinien go widzieć nawet najlepszy kumpel - stwierdzam.
Chłopcy robią zdziwione miny, a kiedy się oddalam mimo szumu, słyszę głos Jacka:
- Powiedziałem jej.

       Na szczęście Chambo opanował nerwy i kiedy go znalazłam, siedział po prostu w ciszy i wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt. Zajmuję miejsce obok i łapię go za rękę. On jedynie odwraca głowę w moim kierunku i uśmiecha się smutno.
- Przepraszam, poniosły mnie wcześniej nerwy.
- Rozumiem, Olivier był nietaktowny - stwierdzam na co on odpowiada mi zdziwionym spojrzeniem.
- Wiesz?
- Jack mi  opowiedział, ale nie bądź na niego zły.
- Nie będę, to dobry przyjaciel. I on i Aaron i Nick, większość drużyny. bardzo mnie wspierali w tym czasie i ciągle to robią, ale nie potrafię jakoś się pozbierać. Ciągle ją mam przed oczami, ciągle mi się zdaje, że nie zrobiłem wszystkiego. To była cudowna dziewczyna, wesoła, miła, cały czas uśmiechnięta. Poznaliśmy się zwykłego dnia, wracałem z treningu i przysiadłem na ławce w parku, na której siedziała i czytała książkę.Od razu zwróciłem na nią uwagę, przyglądałem się jej, zauważyła to. Zaśmiała się po czym stwierdziła: "Nie zapytasz o godzinę, albo nie zaczniesz o pogodzie?" Totalnie zbiło mnie to z tropu.  Ale od tego się zaczęło, spotykaliśmy się. Bardzo ją kochałem, co ja mówię, nadal kocham. Nie uwierzysz, nawet gdy się dowiedziała, że umiera to nadal była tak samo wesoła i silna. Gdy wypadły jej wszystkie włosy, śmiała się, że chciała się kiedyś przekonać jak to jest być łysolem. Do ostatniego tchu była tak samo wspaniała, ale wiedziałem, że się bała, ja też się bałem i to cholernie. Nie chciałem jej stracić. Ta bezsilność, to wszystko było takie przytłaczające i bolesne. Nienawidziłem świata, lekarzy bo rozkładali ręce. Przed wszystkim udawałem twardziela, ale gdy zostawałem sam, ryczałem jak małe dziecko. Po pogrzebie było tylko gorzej. Dużo minęło czasu zanim się pozbierałem, chociaż to nadal bolesne.
Nie mówię, nic. Nie jestem w stanie wydobyć głosu, ściskam go za rękę i pozwalam się wygadać.
- Dziękuję ci, jesteś wspaniałą przyjaciółką, czasami przypominasz mi Katie - mówi Alex, na co rumienię się.
- Chyba trzeba wracać do towarzystwa - stwierdza po chwili z bardziej weselszym uśmiechem - Bo pomyślą, że uciekliśmy.
- Na Karaiby - dodaje i oboje wybuchamy śmiechem po czym kierujemy się w stronę klubu.
Nagle na pobliskiej ławce zauważam Charlie, która siedzi z papierosem w ręku. Chyba nie w nastroju.
- Idź do chłopaków, bo widzę, że ważna rozmowa przede mną - uśmiecham się do chłopaka, który kiwa głową i wchodzi do klubu.
- Co jest? - siadam obok dziewczyny, która upuszcza peta na chodnik i przydeptuje go obcasem po czym odpala kolejnego.
- Znudziłam się, więc wyszłam.
- Coś z Aaronem?
- Oszalałaś - patrzy na mnie jak na wariatkę - Bawi się z tą blond wywłoką.
Uśmiecham się w odpowiedzi, co dziewczyna przyjmuje z irytacją.
- Z czego się cieszysz?!
- Jesteś zazdrosna - wyszczerzam zęby.
- Chyba śnisz dziewczyno.
Zapada cisza. W końcu zadaje nurtujące mnie pytanie.
- Kochasz go?
- Teraz to już na głowę upadłaś - wścieka się po czym wraca do klubu.
Wzdycham ciężko i idę za nią.

      I znowu w pewien sposób wraca niezręczność. Ani ja, ani Charlie nie rozmawiamy z Aaronem. Chłopaki nie orientują się o co chodzi. No oprócz Jacka, który rozumie wszystko. Zachowuje się jak kobieta, musi wszystko wiedzieć, ale za to go uwielbiam o nic nie pyta, wszystko rozumie. Przyjaciel skarb.
        A Sylwester zbliża się wielkimi krokami. Zamiast siedzieć w domu, całą paczką udajemy się na imprezę organizowaną przez bramkarza Szczęsnego. Polak stwierdził, że nie może nas zabraknąć, a chłopaki nawet nie mieli ani chwili wątpliwości czy iść, chęć skosztowania polskich alkoholi, zwyciężyła. Razem z Charlie przetrząsnęłyśmy moją szafę i jej walizkę po czym zgodnie oceniłyśmy ubiory, a następnie je przywdziałyśmy. Ja postawiłam na klasyczną małą czarną, a Charlie wybrała śliczną granatową sukienkę bez ramiączek. Kiedy wpadłyśmy do salonu, już tam byli tam już trzej muszkieterowie, Nick miał dołączyć do nas na imprezie z Lisą. Matt wybierał się ze swoją dziewczyną do kolegi z pracy, gdy nas zobaczył uśmiechnął się szeroko i dał tylko blondynce pstryczka w nos, pożegnał się z resztą i zniknął. Alex zagwizdał, a Aaron z Jackiem milczeli. Prycham śmiechem i czochram włosy Jackowi po czym kieruję się po płaszcz, ale nie dane, jest mi go założyć, bo niemal natychmiast Jack podchodzi i odbiera mi okrycie z szerokim uśmiechem.
- Mogę?
Wybucham śmiechem.
- Gdybym cię nie znała, to bym stwierdziła, że próbujesz mnie poderwać.
Chłopak jedynie puszcza mi oko i pomaga założyć płaszcz. Kiedy się odwracam wyłapuję wzrok Aarona, który gdy zauważa że mu się przyglądam, odwraca spojrzenie. Czuję się dziwnie. Wszystko jest dziwne. Tak po prostu.

      Wilshere zdurniał. Postawił sobie za punkt wieczoru, że będzie cały czas tańczył, aż zostanie królem parkietu. Niestety, nie oszukujmy się, nie tańczy lepiej od Alexa, a nawet od Aarona, ale się stara, to się liczy. W końcu wyrywam się z jego rąk, twierdząc, że potrzebuję troszkę powietrza. Chłopak chce mi towarzyszyć, ale uspokajam go, że wszystko w porządku. Za domem Polaka, jest cudowny ogródek, który przyozdobiony śniegiem, prezentuje się cudownie. Przysiadam na ławeczce i oddycham wspaniałym mroźnym powietrzem. Żałuję, jedynie, ze nie zabrałam płaszczu bo czuję chłód, jednak nie chce mi się wracać po płaszcz i nadal siedzę, napawając się ciszą. Podskakuję przestraszona, kiedy czuję jak ktoś nakłada mi na ramiona marynarkę. Pewnie Jack.
- Nie za zimno? - ale to nie głos Jacka.
Aaron.
Przysiada obok i milczy, ja też się nie odzywam. Boje się cokolwiek powiedzieć.
- Gdzie twoja partnerka? - przełamuje się.
- Zniknęła gdzieś z Isabel.
- A co z Charlie?
Patrzy na mnie zdziwiony.
- Nic.
Na chwilę zapada cisza.
- Chciałem cię przeprosić - zaczyna.
- Za co? - spoglądam na niego.
- Wiesz wtedy, na ławce... ja nie powinienem. Zachowałam się głupio. Nie chciałem cię urazić.
- Nie ma sprawy - odpowiadam, chociaż myślę co innego.
Myślę, że to nie było głupie ani urażające moją osobę. To było miłe. Jednak zachowałam to dla siebie           i  po prostu posiedzieliśmy w ciszy na ławeczce u Wojtka w ogródku.

- 5..., 4..., 3...,2..., 1....!
Niebo rozbłysło fajerwerkami, szampany strzelały, a wszyscy zaczęli składać sobie życzenia. Z radością powitaliśmy Nowy Rok. Zostałam wyściskana przez każdego po kolei, zaczynając od Alexa, kończąc na gospodarzu. No może jedynie z Isabel i jej blond kopią nie zbliżałyśmy się do siebie, ale tak było nawet lepiej. Tańce zaczynają się niemal natychmiast, więc uciekając przed królem parkietu, ruszam na balkon. Jestem tam sama, ale do czasu. Po chwili słyszę trzy znajome głosy, więc znikam z widoku, stając za kolumną.
- To już mnie nudzi, Is, urozmaićmy tą całą szopkę - do moich uszu jako pierwszy dobiega głos Lisy.
- No oczywiście Li, nie możemy pozwolić na rutynę. Myślę, że możesz się już pobawić w zhańbioną, wtedy całkowicie masz go w pułapce. potem tylko ślub i całe życie na kasie - odpowiada jej moja siostra.
- A ja? - odzywa się klon.
- Angie skarbie, już się umawiałyśmy, zabaw się tym słodkim Walijczykiem.
Trzy wiedźmy zanoszą się śmiechem.
- A ty Is, co zamierzasz? - pyta nagle Lisa.
- Ja tym czasem będę patrzeć jak moje kochane rodzeństwo cierpi. Ich relacje nigdy nie będę dobre, już ja się o to postaram. Jednak w międzyczasie zajmę się jeszcze jednym misiaczkiem.
- Kim?
- Jackiem Wilshere'm.


      Z mętlikiem w głowie wracam do mieszkania Matta. Jest już świt, a ja nie mam ochoty spać. Informacje pływają w moim umyśle, doprowadzając do bólu głowy. Po cichu kieruję się do kuchni aby napić się wody. Zauważam jednak zarys postaci. Włączam światło, żeby stwierdzić, że to Charlie, która wróciła wcześniej, tłumacząc się bólem głowy. Teraz jednak dostrzegam, że to coś innego. Dziewczyna ma rozmazany makijaż
 i ślad łez na policzkach.
- Charlie, skarbie, co się dzieje?! - podbiegam do niej i siadam obok.
- Mam przesrane, Sharon.
- Co się stało?
- Chyba się zakochałam - stwierdza po czym chowa twarz w moich ramionach i wybucha płaczem.



Od podłej autorki: Wróciłam. Tak, tak przyznaję się bez bicia, zapuściłam tą historię. Miałam pisać co miesiąc, zostawiłam to wszystko i zniknęłam. Miałam nawet myśli samobójcze, żeby zawiesić tą historię, ale ostatnio dostałam tyle informacji, ze mam wracać, to rzuciłam wszystko, przysiadłam i napisałam.
Opinię na temat rozdziału zostawiam dla Was.

Podtrzymując smutek rozdziału:
https://www.youtube.com/watch?v=OkD27jIqnwM

Nie oszukujmy się, moje serce w tym temacie krwawi.

TITO Per Sempre Etern! 

Dziękujemy za wszystko. Spoczywaj w pokoju.