niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 2

         Moja nieudana kariera kelnerki jest teraz częstym tematem żartów Isabel. Raz nawet chciałam rzucić w nią talerzem, kiedy z tym swoim durnym uśmieszkiem po raz 12638390202 relacjonowała macosze, moją upokarzającą porażkę. Mimo jej kpin, postanawiam nie odpuścić i szukać pracy. Już któryś dzień zaglądam do różnych kawiarenek w nadziei, że poszukują niezdarnej kelnerki pracującej w weekendy. Mimo tego, że wyleciałam z  pracy, odczuwam, że czegoś się nauczyłam. W dodatku jakaś wewnętrzna siła mówi mi, że jeszcze się na tym porządnie odbije. Podobno nadzieja umiera ostatnia.
        Któregoś dnia ktoś wysłuchał moich próśb. Na drzwiach jednego z klubów odnalazłam informację, że poszukują barmanki. Plusem było to, że nie muszę latać od stolika do stolika, więc nie grozi mi wypadek. Z  szybko bijącym sercem wchodzę do środka. Wnętrze nie odstrasza, tak jak się na początku obawiałam. Klub wydaje się ekskluzywny: eleganckie kanapy, bilard, piłkarzyki, parkiet. Stojąc w drzwiach dochodzę do wniosku, że nie jest tak źle. Z nadzieją w sercu podchodzę do baru przy którym rozmawia dwóch chłopaków.
- Czy mogłabym porozmawiać z szefem? - kieruje pytanie do barmana.
Obrzuca mnie bacznym spojrzeniem od stóp do głów. Uśmiecha się uprzejmie i nakazuje, abym chwile poczekała. Więc czekam. Czuje na sobie spojrzenie bruneta siedzącego obok i popijającego sok. Coraz wyraźniej wyczuwam niezręczność sytuacji. Kiedy mój towarzysz postanawia się odezwać, nagle z zza drzwi zaplecza wychodzi barman wraz z moim przyszłym pracodawcą. Z pozytywnym zaskoczeniem przekonuje się, że szef tego klubu nie wygląda jak typowy tępy osiłek ze swoim ulubionym tekstem: "eee nie płacisz to wyjazd". Ubrany w elegancki garnitur z uprzejmym uśmiechem. Wygląda nawet dość młodo, powiedziałabym, że fanki zarostu u facetów określiły by go mianem przystojniaka.
- Nazywam się Mark Walker, jak się pani domyśla jestem właścicielem tego klubu - wita się ze mną uściskiem dłoni.
- Sharon Bendtner.
- W sprawie pracy?- od razu przechodzi do rzeczy.
W odpowiedzi kiwam twierdząco głową.
- Zapraszam.
Kulturalnie przepuszcza mnie w drzwiach do gabinetu, co powoduje, że zaczynam go lubić. Ręką wskazuje fotel po czym sam zajmuje miejsce za biurkiem naprzeciw mnie.
- Czyli twierdzi pani, że jest gotowa podjąć pracę w moim klubie. Można wiedzieć dlaczego?
- Od dwóch tygodni studiuję tutaj i chciałabym znaleźć jeszcze jakieś płatne zajęcie.
- Co pani studiuje?
- Fizjoterapię.
- Dobrze. Rozumiem więc, że z powodu studiów chciałaby pani pracować jedynie w weekendy...
- Jeżeli to byłoby możliwe to z pewnością tak - posyłam mu niepewny uśmiech.
Mężczyzna kiwa głową.
- To dobrze się składa, bo właśnie na okres weekendów potrzebuję pracowników. W moim klubie zatrudniam ludzi od 20 do 30 roku życia. A jak wiadomo "młodzież" w weekend lubi się wyszumieć - Mark uśmiecha się.
- Czyli jest szansa, że dostanę tą pracę? - kieruje do niego nieśmiałe pytanie.
- A pracowała pani kiedyś jako barmanka?
- Byłam kelnerką- uśmiecham się blado na wspomnienie mojej ostatniej porażki.
Szef nie pyta o przyczyny zakończenia mojej poprzedniej pracy, za co jestem mu cholernie wdzięczna. Milczy przez chwilę, usilnie nad czymś myśląc.
- Myślę, że zatrudnię panią na okres próbny.
- Naprawdę - spoglądam na niego z nadzieją.
- Tak, proszę przyjść w sobotę na godzinę 18 wtedy ustalimy resztę szczegółów.

       I tak oto w serce Sharon Bendtner wlewa się nadzieja, że człowieka w życiu może spotkać szczęście. Nawet perspektywa mieszkania z Isabel nie jest już dla mnie tragedią. Blondynka wkręcona w świat modelingu w domu jedynie śpi. W weekendy znika na imprezy. Minusami obecnej sytuacji są wszystkie domowe obowiązki, które na mnie spadają.
        Po zakończeniu porządków siadam wreszcie do upragnionej nauki. Jest godzina 14, mam jeszcze cztery godziny do rozpoczęcia pracy. Otwieram zeszyt i zabieram się do pracy. Jednak nie dany jest mi spokój. Drzwi do pokoju otwierają się, a do pomieszczenia wchodzi Isabel. Ubrana w krótką krwistoczerwoną sukienkę i buty na obcasie. Domyślam się, że ten wieczór nie zamierza spędzić bezczynnie.
- Chce, żebyś przygotowała mi kolację - mówi  zakładając ręce na biodrach.
Nawet nie podnoszę na nią wzroku. Poprawiam jedynie spadające z nosa okulary. Moja bierność irytuje Isabel, która podchodzi i zamyka mi zeszyt.
- Chcę, żebyś przygotowała mi kolację - powtarza słowa wolno i dobitnie.
- Nie mam czasu - odpowiadam jej w podobnym tonie, po czym ponownie otwieram zeszyt.
Isabel nie poddaje się jednak bez walki, wyrywa mi zeszyt i uderza nim o stół.
- Nie interesuje mnie to, czy masz dużo nauki czy nie! Kolacja ma być gotowa na godzinę 18:00 czy tego chcesz czy nie! - wrzeszczy.
Tak jest zawsze, jeżeli Isi nie dostaje tego czego chce, wrzeszczy, czasem nawet piszczy. Jest tak tępa, że nie potrafi ułożyć składnie zdań. Jak jej się to uda to zazwyczaj są bardziej głupie niż ona sama.
- Bo co? - odpowiadam beznamiętnie.
- Bo to, że zaraz wykonam telefon, który zakończy twoją naukę w tym pięknym mieście.
- Nie zrobisz tego - podnoszę się z łóżka.
Czuję jak wszystko zaczyna się we mnie gotować. Wiem jednak, że skoro Isabel odkryła na mnie sposób to jestem już przegrana. A już się zaczęło układać.
- Zrobię to z wielką przyjemnością.
-  To co mam przygotować? - wzdycham biorąc do ręki zeszyt.
Nie patrzę na nią. Ten uśmiech tryumfu, który maluje się na jej twarzy może mnie dobić.

       Po raz kolejny dziękuje Bogu, za pracę. Dzięki niej nie muszę siedzieć w domu i słuchać tych nienaturalnych i irytujących chichotów mojej siostrzyczki. Ona sama jak widać nie próżnuje i rozwija się towarzysko w Londynie. Na kolację, którą musiałam przygotować, ma przyjść jakiś nowy facet blondynki.
Nie zazdroszczę mu, przebywanie w jednym pomieszczeniu przez kilka godzin z Isabel to nie lada wyzwanie.  Do tego słuchanie jej paplaniny o nowych butach czy o jej karierze to już zdecydowanie czynność, która przekracza nawet moją skalę cierpliwości. Według mnie, nowy chłoptaś "upolowany" przez siostrzyczkę to tępy model, którego ulubionym tematem są pieśni chwalebne - co ciekawe - na własny temat.
       Kiedy wychodzę krzyczę do strojącej się Isabel coś na kształt: "Miłego wieczoru!" , ale jak zwykle wychodzi mi jedynie: "Udław się". Na szczęście słuch absolutny posiada po matce więc nic nie słyszy.
Punkt dla mnie.
       W klubie jest już pełno ludzi. Po ustaleniu podstawowych zasad, które powinnam znać, załatwieniu formalności, zapoznaniu się z współpracownikami, zabieram się do pracy, bo niestety, jest jej tu bardzo dużo. Po półgodzinnym nalewaniu napoi, zaprzyjaźniam się z James'em, który pracuje tuż obok mojego stanowiska. Przystojny, dobrze zbudowany, mógłby zawrócić w głowie niejednej dziewczynie. Jego główną cechą wyglądu dzięki której wyróżnia się spośród barmanów są średniej długości, brązowe włosy związane w kucyk. W oczach dostrzegam wyraźny wesoły błysk. Chłopak jest bardzo sympatyczny. Mimo kilku moich wpadek, uśmiecha i pomaga mi z nich wybrnąć. Szczególnie rozśmieszył zarówno mnie jak i klienta, kiedy przez przypadek wylałam na czekającego na zamówienie, mężczyzny, sok. James uśmiecha się i pyta czy nie podać do tego słomkę. Na mojej szczęście mężczyzna posiada poczucie humoru więc nie kończy się to źle. Mój towarzysz jedynie puszcza mi oko i zabiera się za swój" rejon" zamówień. Do końca zmiany nie spotyka mnie już żadna przykra niespodzianka.
        Jest już bardzo późno, gdy wracam do domu. W mieszkaniu panuje cisza. Jedynie w jadalni dostrzegam dowód na to, że ktoś tu mieszka - resztki kolacji i opróżniona butelka wina: "Bordeaux" ozdabiają stół. Czuję jak moje oczy same się zamykają, ale mimo wszystko cicho, jak tylko potrafię, zabieram się za ogarnięcie bałaganu.

           Kiedy otwieram oczy, ze zdziwieniem stwierdzam, że przespałam jedynie 5 godz. Wczoraj a właściwie dzisiaj położyłam się nad ranem. Najpierw musiałam posprzątać, pozmywać. Kiedy się wykąpałam utraciłam ochotę na sen więc zabrałam się za naukę. Nawet nie wiem kiedy usnęłam. To była pracowita noc, ale nie czuję zmęczenia, wręcz przeciwnie, przemawia przeze mnie jakaś dziwna chęć działania przeplatana z zadowoleniem i energią. Wstaję z łóżka i podchodzę do okna lekko je uchylając. Wdycham rześkie powietrze i postanawiam zacząć dzień od porządnego prysznicu, taki czyścioszek ze mnie.
           Wychodząc z łazienki wycieram jeszcze wilgotne włosy, kieruje się w stronę kuchni aby przygotować coś na śniadanie, zarówno sobie jak i Isabel. Jednak im bliżej jestem kuchni, tym bardziej czuję woń świeżych naleśników z dodatkiem cynamonu. Zdaję sobie sprawę, że ktoś mnie ubiegł. Tylko ciekawi mnie kto. Jestem pewna, że to nie Isabel. Akurat ona ma dwie lewe ręce do gotowania, a poza tym naleśniki są u niej na czarnej liście. Kiedy wchodzę do kuchni zamieram.
- Co ty tu robisz! - podnoszę głos na widok mojego prześladowcy.
A jakby inaczej, chłopak o niesamowitych oczach i słodkich dołeczkach jak gdyby nigdy nic, stoi w mojej kuchni jedynie w bokserkach i koszulce i smaży naleśniki. Przecieram oczy bo chyba mam omamy.
- Nie widzisz, gotuje - odwraca się w moją stronę nieznacznie, po czym powraca do czynności.
Za chwilę jednak zastyga z patelnią w dłoni. Powoli jak na zwolnionym filmie odwraca się w moim kierunku.
- Co ty tu robisz? - marszczy brwi w zabawny sposób.
- Akurat ja tu mieszkam - zakładam wyzywająco ręce na biodrach.
Mierzy mnie uważnym spojrzeniem.
- Gustowny staniczek - stwierdza po chwili z lekkim uśmiechem.
Zaskoczona jego widokiem w kuchni, na śmierć zapominam, że przyzwyczajona do samotności w domu, po porannym prysznicu zazwyczaj ubiór zostawiam na potem i pędzę przygotowywać śniadanie. Z okrzykiem zakrywam się więc ręcznikiem, którym wcześniej wycierałam włosy.
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie- próbuję odwrócić uwagę od niezręcznej sytuacji.
- Ja... - zanim dane mu było dokończyć do kuchni wkracza uśmiechnięta Isabel, odziana w jedwabny szlafroczek.
- Cześć Jacky - mruczy nie zwracając uwagi na moją osobę.
- Hej Isabel - mogę przysiąc,ale odnoszę wrażenia, że uśmiech naszego towarzysza jakby zbladł.
- A ty co tak stoisz - siostra warczy na mnie, ale kiedy dostrzega zdziwione spojrzenie chłopaka reflektuje się - To znaczy... dlaczego nie pomagasz Jacky'emu - posyła mu szeroki uśmiech.
- Dopiero tutaj weszłam i jestem ciekawa co on tu robi? - krzyżuje ręce na piersiach jednocześnie dokładnie okrywając się ręcznikiem.
- Nocował tutaj... masz z tym jakiś problem? To mój gość - odpowiada, po czym nie patrząc na mnie podchodzi do szafki i wyciąga butelkę wody aby się napić.
Łapię spojrzenie, które rzuca mi blondyn znad patelni. W jego oczach dostrzegam coś na kształt rozbawienia mieszanego z fascynacją. Odwracam się i kieruje swój krok w stronę pokoju. Czuję jednocześnie, że cała radość, którą odczułam po przebudzeniu, gdzieś wyparowała.
-  Zrób zakupy - słyszę jeszcze słodki głos Isabel - dzisiaj twoja kolej.
Jasne. Moja kolej już następny dzień z rzędu, od kilku ładnych lat. A nie przepraszam! Od zawsze.
      Kiedy ubrana w najwygodniejszy i najzwyklejszy strój schodzę po schodach na dół, Jack wychodzi z kuchni.
- Zapraszam na śniadanie - uśmiecha się.
- Nie dzięki, muszę zrobić zakupy - mruczę pod nosem.
- Daj spokój - chłopak prowadzi mnie w stronę kuchni - nie uciekną.
Nie mam zielonego pojęcia dlaczego, ale mu ulegam. To chyba wszystko przez jego sympatyczne zachowanie. Popełniłam ogromny błąd sądząc, że to tępy model. Chłopak jest przystojny i do tego miły, czego chcieć więcej. Isabel ma zdecydowanie więcej szczęścia niż rozumu. Jedno mnie tylko nurtuje. Jak tak fajny chłopak wytrzymuje z taką zołzą. Bo otóż kolejne pytanie na które nawet uczeni nie znają odpowiedzi.
        Mija dobre parę minut. W wesołej atmosferze jemy śniadanie, śmiejąc się i rozmawiając wręcz o wszystkim, no prawie, Jack nie chce zbyt o sobie opowiadać. Jednak nie naciskam, sama również nie jestem skora do poruszania tematu swojej przeszłości. W końcu  swym towarzystwem raczy nas sama Isabel. Ubrana w najlepszą sukienkę, wymalowana jak na pokaz. Chłopak uśmiecha się i proponuje naleśnika.
Dziewczyna uśmiecha się słodko.
- Nie dziękuję, Jacky, naleśniki są zbyt kaloryczne.
W tej chwili już wiem, że muszę ratować honor tego domu, który ta dziewczyna codziennie wystawia na próbę. Mimo tego, że chłopak kiwa z uśmiechem głową, wyraźnie widzę, że jego oczy robią się nagle smutne. Duma faceta została nadszarpnięta, ale Isabel nawet tego nie dostrzegła. Zabieram się więc za ratowanie sytuacji.
- A ja ja jeszcze zjem. Są pyszne - po czym wciągam na talerz kolejne dwa placki.
Muszę przyznać, że jestem dość ofiarna. Zrobiło mi się żal chłopaka siostry, że narażając mój żołądek pożeram kolejne dwa naleśniki chociaż zaczyna mi się robić już odrobinę niedobrze na samą myśl o nich. Co przejedzenie robi z człowiekiem. Jednak moja ofiara nie idzie na marne, chłopak uśmiecha się do mnie, a w jego oczach znowu dostrzegam ten łobuzerski błysk. Niestety Isabel również to dostrzega. Naburmusza się lecz po chwili usuwa z twarzy grymas i uśmiecha się uroczo.
- Jedz Sharon i tak niedługo się w tych drzwiach nie zmieścisz.
- To się poszerzy - burczę z pełną buzią.
Jack parska śmiechem ale milknie na widok wyrazu twarzy Isabel. W ciszy kończymy posiłek. Nikt z nas się nie odzywa. Blondyn siedzi zasępiony i już nie jest skory do pogaduszek. Tak właśnie działa Jessica. Potrafi zniszczyć nawet najlepszą zabawę. I właśnie ten talent do siania niezgody odziedziczyła po niej Isabel.

       Po śniadaniu zaczynam zbierać się na zakupy. Kiedy wiążę buty, z łazienki wychodzi już kompletnie ubrany Jack(a szkoda).
- Idziesz do sklepu? - pyta.
- Tak - odpowiadam mu lakonicznie.
- Pomogę ci, pójdę z tobą.
Podnoszę na niego zdumiony wzrok. Uśmiecha się do mnie. Po raz kolejny mam szansę na widok jego oczu z bliska. Nie będę kłamać. Chłopak jest z Isabel ale to nie przeszkadza mi sądzić, że oczy to on ma cudowne.
- A Isabel... - robię niepewną minę.
- Co Isabel? - dziwi się.
- Nie będzie miała nic przeciwko. Wiesz nie chce mieć nieprzyjemności, że odbijam jej chłopaka - uśmiecham się.
- Ty... myślisz, że my? To znaczy, że jesteśmy razem?
- A nie? - w tej chwili zaczynam się czuć niezręcznie.
No ale czy to nie jest niezręczne? Stoimy naprzeciw siebie w ciemnym i małym holu, wpatrując się w oczy i rozmawiając o nim i Isabel. Kto jak kto ale ja to nie czuję się pewnie w takiej sytuacji.
- No coś ty! skąd ci to przyszło do głowy! - uśmiecha się.
- No wiesz, jedliście razem kolację, spaliście w jednym łóżku. To chyba nie powinno budzić niepewności.
Jestem durna. Tak właśnie. Uważam się za inteligentniejszą od marginesu typu Isabel, a sama na propozycję chłopaka o to, że będzie mi towarzyszył na zakupach zaczynam gadać o jego związku. Od kiedy zakupy mają powiązanie ze związkami międzyludzkimi. To tak jakby kojarzyć prasowanie z seksem.
Nie dowiem się jednak co on ma do powiedzenia bo do holu wkracza Isabel i mierzy nas badawczym spojrzeniem.
- Jacky, już idziesz? - zaczyna świergotać.
- Pomogę Sharon z zakupami - stwierdza, a ja czuję dziwne kołatanie w brzucha na dźwięk jego głosu wypowiadającego moje imię.
Jestem duuuuurna.
- Poradzi sobie, chodź opowiesz mi co nie co o swojej karierze - patrzę wymownie w sufit a jakiś głupi głos w mojej głowie mruczy mi, że byłabym lepszym towarzystwem dla Jacka.
Strasznie durna.
- Później pogadamy - chłopak jedynie przelotnie całuję Isabel w policzek  co kończy dyskusję.
Wychodzimy z domu. Chłopak opowiada coś o swoim genialnym psie, ale ja go nie słucham. Głupi głos z mojej głowy proponuje tysiąc sposobów na bolesną śmierć dla mojej przyrodniej siostry.

       Po opanowaniu nerwów, zaczynam się uspokajać. Pewnie rozpoczynam konwersację a nawet serię żartów. Kiedy wychodzimy ze sklepu już na pełnym luzie opowiadam o weselszych chwilach mego życia. Nawet nie zauważam kiedy chłopak znika. Rozglądam się za nim. Dostrzegam jego osobę dopiero za jakimś słupem. Po raz pierwszy dochodzę do wniosku, że ma jakiegoś bzika.
- Co jest? - pytam kiedy ostrożnie wygląda zza murka w odległym kierunku.
- Dziennikarze - mruczy.
- Co? - mieszania fascynacji i zaskoczenia wdziera się zarówno do mojego tonu jaki i wyrazu twarzy.
Stoimy na jednej z ruchliwych ulic. Schowani za jakimś słupomurkiem. On wygląda zza niego jak agent 007 a ja trzymam w dłoniach siatki z zakupami i patrzę na niego jak na idiotę. Idealne i romantyczne miejsce. Rzucę chyba studia i napiszę scenariusz, Oscar murowany.
- Chodźmy - pogania mnie.
Całą drogę powrotną skradamy się. Sympatyczną  rozmowę bierze szlag tak jak zresztą i mnie. Po tej przeprawie, nie zwracam już na niego uwagi i idę do pokoju. Faceci są jednak dziwni.



Od autorki: Welcome everybody! Jestem strasznie szczęśliwa, że w końcu mogę opublikować kolejny rozdział. Przyznam się szczerze, że nawet mi się podoba. Chcę również podziękować czytającym i komentującym. To prawdziwa motywacja do napisania kolejnego. Jednak mam i smutną wiadomość. Kolejnego rozdziału można się spodziewać chyba dopiero pod koniec kwietnia. Teraz muszę się skupić na nauce. Obiecuję jednak, że w każdej wolnej chwili coś naskrobię. Pozdrawiam :) 

Wesołych Świąt i mokrego dyngusa! :)       

12 komentarzy:

  1. Podoba mi się taki rozwój wydarzeń :D Ale od początku.
    Na same słowa "kelnerka w barze" poruszam brewkami :D Bar to nie kawiarnia, więc powinno być ciekawiej. Spoko szef, spoko James, spoko praca. Jest git.
    Isabel całkowicie mnie wkurza. I chociaż rozumiem Sharon, bo zależy jej na nauce, pracy itd., a to wszystko jest uzależnione od Isabel i jej mamusi, to strasznie bym chciała, żeby zgasiła ją, pojechała, zripostowała, skopała jej tyłek, cokolwiek. No ale pewnie za szybko się to nie stanie, jakoś muszę to znieść.
    Jacky, yay! Wiedziałam, że to przygotowanie kolacji jakoś się skończy i od razu przyszedł mi do głowy Jack. W sumie kto inny mógłby mi przyjść do głowy? :D Niby jest fajny, milutki, zabawny i przystojny, ale równocześnie... dziwny. No bo kto o zdrowych zmysłach z własnej woli chciałby spędzać czas sam na sam z Isabel? No właśnie, nikt. Wspominałam o tym, że Isabel to franca? Naprawdę, nawet to przy śniadaniu było francowate.
    I skoro nie są razem, to tym bardziej nie rozumiem o co chodzi, także czekam na jakieś wyjaśnienia.

    I tekst:
    "To tak jakby kojarzyć prasowanie z seksem."- hahaha, pralkę już kojarzysz, kuchenkę po części też, może i z prasowaniem coś da się zrobić :D
    Naleśniki, hihi ^^
    Aha! I ostatnie zdanie też trafne ;)

    Ogólnie bardzo mi się podoba, już się rozkręca i czekam na więcej :D
    Pozdrawiam, mokrego dyngusa! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A! I chyba masz ustawioną jakąś inną strefę czasową, bo godziny się nie zgadzają, też tak miałam po założeniu bloga :) W sumie to pewnie to nie przeszkadza, ale.. ;)

      Usuń
    2. No popatrz i u mnie w opowiadaniu pokusiłam się o zahaczenie w temacie prac domowych na tle seksualnym. Teraz będziemy prześcigać się w ciekawych interpretacjach. W następnym rozdziale pewnie nawiążę do odkurzania albo zmywania. Jaki jednak byłby świat bez takich interpretacji. Od razu się człowiekowi lepiej pracuję. Dzięki za komentarz i malutką wzmiankę o zmianie czasu ;)

      Usuń
  2. Isabel jest strasznie stereotypowa. Czekam aż do akcji wkorczy Nick :)
    będę z utęsknieniem wypatrywać nowego rozdziału, pozdrawiam :)
    http://yourkindoflove.blogspot.com/ - zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to twierdzi moja bohaterka, Isabel jest tępa. Obawiam się więc, że trochę brakuje mi oryginalności bo w takich opowiadaniach zawsze znajdzie się jakaś ciemna postać. A na Nicka nie będziesz musiała długo czekać ;) Dzięki za komentarz, pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. O, tak jest tępa niesamowicie. Wręcz tępa dzida!
      Oo, Bardzo się cieszę, że niedługo Nick tu będzie. Stęskniłam się za tym łobuzem. Mam nadzieję, że i tutaj pokaże swój charakterek :D

      Usuń
    3. Przyznam szczerze, że nie myślałam nawet, że Nicklas to tak oczekiwana postać ;)

      Usuń
    4. Wydaję mi się być mimo wszystko bardzo ważną częścią świata Sharon. Wspomniałaś o nim raz, zaskakuje mnie trochę to, że nie ingeruje w życie siostry, ale wyczuwam dobre czasu, gdy tylko się pojawi ;d

      Usuń
    5. Spokojnie, niestety za dużo napisać teraz nie mogę bo nie będzie niespodzianki. Dodam jedynie tyle, że pojawienie się Nicka to tylko kwestia czasu :)

      Usuń
  3. Spodziewałam się, że tym prześladowcą Sharon okaże się Jack, ale to, że akurat jego spotkała w kuchni, w samych bokserkach i koszulce (!!!*.*!!!), pieczącego naleśniki było totalnym zaskoczeniem! Tak sobie myślałam: nierób z niego kretyna!!! Facet, który jest z czymś takim jak Isabel musi być idiotą. Na szczęśćie oni nie są razem. Pozostaje pytanie co on tam robił (w samych bokserkach i koszulce *.*).
    Sharon nieświadoma tego, że Jack jest rzpoznawany na ulicy :D

    Rozdział jest prześwietny i czekam niecierpliwie na kolejny. Szkoda, że tak długo trzeba czekać, ale rozumiem to :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. O, kolejny arsenalowy blog, jak miło. Żeby było lepiej - jest nawet Nick, nasz klubowy buntownik. Podoba mi się pomysł na tego współczesnego Kopciuszka. Z jednej strony bajka, którą wszyscy znamy - z drugiej coś oryginalnego, coś, co może być zaskakujące. Jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. www.gunner-love.blogspot.com Zapraszam na nowość
    P.S. Myślam że skomentowałam, bo przeczytać przeczytałam. No nic komentarz u Ciebie ddoaje do nadrobienia :)

    OdpowiedzUsuń