poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 18

        Wszystko zaczyna się od zwykłej paczki papierosów. Mimo, że nienawidzę palić i irytuje mnie dym, to nie odpuszczam. Wytrwale trzymam się postanowień. Obiecałam sobie, że zniknie ta mała, bezbronna i pomiatana przez ludzi Sharon. I tak będzie. Moją nagłą zmianę jako pierwszy zauważył Nicklas. Nie skomentował jednak faktu, że wyciągam paczkę papierosów i odpalam je bez słowa. Posłał mi tylko krytyczne spojrzenie, ale nic nie powiedział. I za to go kocham. Claire nie była już taka wspaniałomyślna. Gdy po treningu jak co dzień czekamy na parkingu, a ja raczę swój organizm nikotyną, oprócz krzywego spojrzenia, nie szczędzi mi komentarza.
- Wywróciłaś się na schodach?
Posyłam jej lekko zdziwione spojrzenie, ale przesycone wyuczoną, przez ostatnie dni, obojętnością.
- Skąd ten pomysł?
- Bo coś ci się poprzestawiało.
Śmieję się w odpowiedzi, jej mina krzywi się jeszcze bardziej,
- Nie, czuję się znakomicie, wręcz nowo narodzona. A skąd u ciebie takie pomysły?
- Palisz, wyglądasz jak Nicole - dziewczyna z dezaprobatą lustruje mój strój wzrokiem - Nie jesteś sobą,
Posyłam jej ironiczne spojrzenie, co ona może wiedzieć o mojej osobowości. A strój wcale nie jest jakiś nadzwyczajny, to, że mam obcasy i trochę odważniejszą bluzkę, którą i tak skrywam pod kurtką, nie oznacza, że wyglądam jak dziwka.
- A skąd możesz wiedzieć jaka jestem naprawdę? Nie oceniaj mnie, chociaż  i tak nie robi to na mnie wrażenia. Moje życie, nic ci do tego.
Kiwa jedynie głową i bez słowa odchodzi, Obraziłam ją tymi słowami, no i co z tego? Nie potrzebuję takich ludzi. Kiedy patrzę jak się oddala, przez moment dociera do mnie głos dawnej Sharon, który twierdzi, że zachowałam się podle i powinnam za nią pobiec i ją przeprosić. Jednak nowa Sharon nie daje się zmanipulować. Oddalam od siebie swoją starą osobowość, tak jakbym zamknęła ją w pokoju
i wyrzuciła klucz. Kończę palić papierosa, po czym wyrzucam peta i gniotę go obcasem. Podnoszę głowę i wyczuwam na sobie czyjś wzrok. Kiedy kieruje spojrzenie, widzę Jacka który obserwuje mnie, stojąc obok swojego samochodu. Brawo, dzisiaj nie jest ostatnim piłkarzem, wychodzącym z treningu. Nasze oczy się spotykają, a on natychmiast opuszcza wzrok i wyciąga kluczyki do auta, żeby otworzyć drzwi. Prycham ostentacyjnie i siadam na ławce, po czym wyciągam kolejnego papierosa,  Gdy go kończę, akurat pojawiają się trzej muszkieterowie. Alex od razu zauważa brak blondynki.
- Gdzie jest Claire? - spogląda na mnie z rozczarowaniem.
- Poszła sobie, Nie chciało jej się tyle czekać - wzruszam ramionami i podnoszę się z ławki - Zresztą to prawda, moglibyście się szybciej zbierać.
Aaron unosi brwi, z zaskoczeniem, a właściwie to wszyscy byli zdziwieni.
- Od kiedy ci to przeszkadza? - Nicklas uśmiecha się ironicznie.
- Od zawsze - posyłam mu wyzywające spojrzenie,
Patrzymy na siebie przez moment, jednak tą rozgrywkę mam przegraną, Co jak co, ale z Nickiem nie wygram. Opuszczam spojrzenie na swoje buty.
- To jedziemy? - blondas zmienia temat, powracając do swego zwykłego radosnego tonu.
Tym stwierdzeniem odwraca uwagę chłopaków od mojej osoby. No i dobrze. Bo w tej chwili czuję się przegrana. Stara Sharon wali w drzwi i krzyczy, aby ją wypuścić.

         Kolejny punkt przemiany. Imprezy. One powodują, że całkowicie czuję się pochłonięta. Dużo alkoholu, muzyki, wielki tłum i przede wszystkim hałas.  On ucisza Sharon, która ciągle walczy, aby wydostać z zamkniętego pomieszczenia, Jednak ta nowa ma przewagę. Na początku była trochę zagubiona, ale teraz, z każdym kieliszkiem wódki, z każdym tańcem, z każdym nowym ciuchem, z każdym papierosem i przede wszystkim z każdym słowem, którego nie powiedziałaby nigdy stara Sharon, ta nowa zyskuje siłę, robi się bardziej pyskata i powoduje, że jestem pewna, że to jest właśnie moja prawdziwa osobowość. Co się dzieje z tamtą małą, bezbronną Ronnie? Jest coraz cichsza, zdominowana jak zawsze, ale teraz przez nią nie cierpię. Inni nie mogą już mnie ustawiać,  Zmienia się wszystko co mnie otacza. Pojawia się więcej mężczyzn, ale każdy może się jedynie obejść smakiem, Podoba mi się flirt, podoba mi się gdy zamawiają mi kolejne drinki, które niby piję, oni są przekonani, że mają mnie na tacy, a ja? Daję im spektakularnego kosza.

- Sharon?! - Max jest zaskoczony moim widokiem, kiedy w środowy wieczór spotykamy się w klubie.
No tak, w wydaniu prawdziwej dziewczyny, widzi mnie po raz pierwszy,
- Cześć Max - przytulam przyjaciela i z szerokim uśmiechem, zajmuję miejsce przy barze.
Chłopak siada obok po czym kiwa na Jamesa, a mój kolega z pracy nalewa mu drinka.
- Dużo się zmieniło w twoim życiu od naszego ostatniego spotkania.
- Oczywiście, trochę zmian nikomu nie zaszkodzi - odpowiadam z uśmiechem.
- Teraz ciężej jest cię rozpoznać w tłumie, kiedyś się wyróżniałaś - rzuca, patrząc na mnie uważnie.
Uśmiecham się w odpowiedzi.
- Życie.
- Zmiana nie tylko z wyglądu.
- Trzeba się przystosowywać do otoczenia - puszczam mu oko.
- Albo być sobą - odpowiada.
Uśmiechamy się do siebie szeroko, po czym wędrujemy na parkiet.

      Otwieram drzwi do mieszkania w idealnym nastroju. Jest grubo po drugiej, a ja nie mam ochoty spać, najchętniej jeszcze bym się pobawiła, ale Max doszedł do wniosku, że powinnam wracać do domu. Nudziarz, Zwinnym kopem pozbywam się szpilek i wkraczam do salonu, gdzie, jak się okazuje, Nicklas z niezbyt zadowoloną miną wyżywa się na padzie, grając w jakąś strzelankę.
- Nie masz przypadkiem jutro treningu? - rzucam tę uwagę z sarkastycznym uśmiechem.
Nie patrzy na mnie, uparcie gra, nie pokazując po sobie niczego.
- A ty nie masz praktyk? - odpowiada identycznym tonem.
- Ja nie biegam za piłką.
- Ale i nie śpisz.
Prycham i kieruję się w stronę schodów, Prysznic, tego mi trzeba.
- Chyba musimy porozmawiać - odzywa się niespodziewanie, wyłączając konsolę i odwracając się w moją stronę.
Ma poważną minę. Oho, Zaczynam się bać. Krzyżuję ręce na piersiach i patrzę na niego wyczekująco.
- Będziesz krzyczał i rzucał przedmiotami,bo nie wiem czy już mam się zacząć obawiać.
- Nie, chcę wiedzieć co się stało? - to gorsze niż uderzenie deską w głowę.
Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Prędzej bym myślała, że zacznie się awanturować, a on, po prostu spokojnie pyta co się dzieje, Wtedy nagle stara Sharon zaczyna się budzić, Jej głos zostaje odblokowany i słyszę ją bardzo wyraźnie. Powoduje to, że mam ochotę siąść obok brata, wyżalić mu się i czekać na radę, a potem wrócić do swojej poprzedniej osobowości. Jednak nowa Sharon nie zgadza się na to. Jest zbyt silna i wymusza, że uśmiecham się z ironią i kiwam głową ze sztucznym uznaniem.
- Ojej, Nicki się martwi. Uroczo.
Chłopak wzdycha ciężko.
- Nie jesteś sobą, Shay. Coś cię trapi i niszczy od środka. Przecież cię znam, może i mam swoje kłopoty, ale widzę, że ty masz swoje i potrzebujesz pomocy.
- To zajmij się swoimi problemami. U mnie wszystko w porządku. Odnalazłam siebie,
- Tak?! - brat zaczyna tracić cierpliwość - Chcesz mi powiedzieć, że ta wymalowana pinda, która przede mną stoi to jesteś ty?! Że nagle kochasz papierosy i ten protekcjonalny ton. Ten sarkazm
i ten cholernie wkurwiający ironiczny uśmiech to twoja osobowość?! Nie wiem co jest grane, ale jedno jest pewne coś jest nie tak, a ty się niszczysz.
- Brawo Sherlock, coś jest nie tak. Odkryłeś Amerykę - rzucam z uśmiechem, ale wkrada się trochę niepewności.
Stara Sharon, wysyła mi sygnały spod drzwi. Zjeżdżaj idiotko. Psujesz efekt.
Blondas kiwa jedynie głową, nie wścieka się, nic. Przegrywa.
- Jak zmienisz zdanie, to zawsze jestem obok - po tych słowach mija mnie i kroczy do swojego pokoju.
Chyba jest remis.


      Kolejną awanturę otrzymuję od... Jacka. Tak od niego, Od człowieka, który spowodował to wszystko. Na treningu każdy zauważa napięcie między mną a Claire. Dziewczyna rozmawia ze mną normalnie, ale widać między nami konflikt i chłód oraz oficjalność. I dobrze. Nie będzie zrzędzić.
Po treningu wychodzę ostatnia z boiska i wkraczam w jeden z korytarzy. Tak w ogóle, w ośrodku treningowym jest ich bardzo wiele i na początku przebywania w tym miejscu miałam problemy z odnalezieniem się, bo każdy korytarz graniczy z czterema innymi. Jednak z czasem nauczyłam się nie błądzić i tak oto od razu wiem, w którą stronę mam iść. Nie dane jest mi jednak spokojne udanie się w swoją stronę, bo w pewnej chwili, ktoś łapie mnie za rękę i wciąga w jeden z tych "mrocznych tuneli".
- Czego chcesz? - warczę na Jacka, który patrzy na mnie z zawziętością.
- Wytłumacz mi, co ty wyrabiasz? - jego ton, wcale nie jest przyjemniejszy,
- Gówno cię to obchodzi - odpowiadam.
Próbuję się wyszarpnąć, ale on wciąż mocno trzyma moje nadgarstki.
- Martwię się o ciebie.
Prycham śmiechem.
- Od kiedy?
- Od zawsze. Przecież się przyjaźnim...przyjaźniliśmy - chłopak się zacina.
- Właśnie, przyjaźniliśmy. To przeszłość, nie troszcz się o mnie. Nie potrzebuję tego.
- To przeze mnie - bardziej stwierdza niż pyta.
Milczę, stara Sharon znowu zachowuje się coraz głośniej, ale nie mam z nią problemów. Bo nowa ja, dominuje.
- Poczucie winy? -  uśmiecham się swoim wyuczonym fałszywym uśmiechem.
- Nie zasługuję na ciebie. Już ci to mówiłem, zrozum. Dlatego nie bądź tym kim jesteś teraz, oszukujesz ludzi, ale przede wszystkim siebie. Prawdziwa Sharon jest kochana, dobra i naturalnie piękna. Nie potrzebujesz tego makijażu, tych ubrań, tego zachowania. Uwodzisz będąc sobą, a nie udawaną sex bombą - stwierdza patrząc mi w oczy.
Jego słowa powodują, że stara Sharon wybija drzwi z kopa i przewraca tą nową. Na moją twarz wkrada się ten prawdziwy uśmiech, mówiący, że jego słowa wiele dla mnie znaczą, mimo, ze rani mnie jego odrzucenie. Chłopak widzi tą zmianę i puszcza moje dłonie z ulgą wymalowaną na twarzy. Ta chwila nie trwa długo. Nowa Sharon się nie poddaje, szybko podnosi się z wyimaginowanej podłogi i odpycha moje stare "ja". Przestaję się uśmiechać. Zarzucam szatynowi ręce na szyję czego się nie spodziewał. Nasze usta się prawie stykają, a mnie korci, aby przybliżyć się jeszcze te kilka milimetrów. Jednak zamiast tego cicho szepczę:
- Skoro masz poczucie winy to dobrze, żyj z nim nadal.
Odsuwam się od niego i odchodzę zostawiając go z zaskoczeniem, wypisanym na twarzy.

       W przeciągu kilku tygodni zmieniam się nie do poznania. Ze spokojnej, nieśmiałej Ronnie, stałam się pewną siebie, pyskatą Sharon, mającą gdzieś opinie innych. Nie zwracam nawet uwagi na to, że odsuwają się ode mnie wszyscy, którzy wiele dla mnie znaczą. Claire mnie ignoruje, Nicklas odzywa się, lecz rzadko, a Aaron i Alex mnie unikają. Można powiedzieć, że moja zmiana bardzo wpłynęła na kontakty ze znajomymi i bratem, ale dochodzę do wniosku, że po prostu niczego nie rozumieją i to już nie mój problem.
      Kolejny wieczór poświęcam na imprezę. Bawię się świetnie, dużo piję i nie przejmuję się niczym. Kiedy siedzę przy barze i raczę się kolejnym drinkiem, niespodziewanie ktoś do mnie podchodzi.
- Nie powinnaś tyle pić - głos Jacka dociera do moich uszu. mimo hałasu panującego w klubie.
- Nikt nie karze ci mnie niańczyć - warczę w odpowiedzi, odwracając się w jego kierunku.
Wpatruje się we mnie z upartością wypisaną na twarzy, Jedno jest pewne, Jack Wilshere nie jest chłopakiem, który łatwo odpuszcza i jeśli myślę, że uda mi się go spławić, to grubo się mylę.
- Proszę cie Sharon, nie zachowuj się tak. Nie jesteś taka - odpowiada zmęczonym głosem.
- Jack, mówiłam ci, odpuść. Będę robić co mi się podoba. Jestem dorosła.
- Jesteś, ale tak się nie zachowujesz. Twoje wybory wyglądają mi na zabawę rozkapryszonego dziecka - rzuca z irytacją.
- Bardzo mnie rani twój osąd - uśmiecham się ironicznie.
- Czyli tak teraz będzie? - kiwa głową z rezygnacją.- Rozumiem, że jesteś wściekła na mnie, ale co z Nickiem? Co z Charlie i Aaronem?!
- A co oni mają z tym wspólnego? - jego słowa wprawiają mnie w zaskoczenie.
- To spójrz! - woła i wskazuje mi ręką tłum ludzi bawiących się na parkiecie.
- Nic nie widzę.
- Popatrz dokładniej, tam bliżej sceny.
Nagle do mnie dociera. Zauważam Aarona, a w jego ramionach jest nie kto inny, jak Angela, będąca powodem kłótni Charlie i Walijczyka.
- Mieliśmy ich pogodzić, a zamiast tego zajęliśmy się idiotycznymi sprzeczkami.
- Dziwne,,,
- Co jest dziwne? - jest zaskoczony moimi słowami.
- Dlaczego nie trzymasz strony Angeli? Przecież jest przyjaciółką twojej dziewczyny - odpowiadam jadowicie.
- Sharon...
- Nie, Jack. Aaron i Charlotte są dorosłymi ludźmi. Podjęli takie, nie inne decyzje. Nie interesuje mnie z jakimi skutkami.
- Blefujesz - odpowiada. - Nie myślisz tak.
- Biorę z ciebie przykład.  Powiedz, naprawdę nic do mnie nie czujesz? - w mojej głowie zapada  cisza.
Obie Sharon podnoszą głowy, czekając na to co powie. Jego twarz jest blisko, tak, że mogę dokładnie opisać jego cudowne tęczówki, które pokochałam od czasu naszego pierwszego spotkania. On również patrzy na mnie uważnie, zastanawiając się nad tym co mi odpowiedzieć. Nie musi nic mówić, jego oczy są odpowiedzią na każde moje pytanie. I mówią mi wszystko co chciałabym wiedzieć. W końcu przerywa tę, pełną napięcia, ciszę, między nami, a słowa przychodzą mu z trudem.
- Przez swoją głupotę straciłem Sharon, którą kochałem - stwierdza.
I znika. Zostawia mnie samą, po raz kolejny komplikując moje życie i zostawiając wniosek, że faceci nie wiedzą czego chcą, Odwracam się z powrotem, w kierunku blatu i zamawiam kolejny kieliszek alkoholu. Jedno jest pewne, że życie daje nam ciągłe kopniaki, nie patrząc na to czy się podniesiemy.

       Z jednej strony, zaczynam mieć wątpliwości, czy dobrze postępuję. Jednak z nową osobowością  nie czuje się źle, inny styl, pyskatość powoduje, że czuję się bezpiecznej i pewnej. Z drugiej strony, słowa Jacka spowodowały, że nie wiem co ze sobą zrobić. Wszystko jest tak cholernie skomplikowane. Nie mogę zrozumieć jego postępowania. Odrzucił mnie, gdy powiedziałam mu o tym co czuję, a wtedy w barze stwierdził, że mnie kocha.
         Leżę na łóżku i zastanawiam się co dalej. Czy jest sensem wciąż to wszystko ciągnąć? Może
i potrafiłabym to przerwać, ale zaszłam za daleko. Moje "nowe ja" za bardzo się zadomowiło i ciężko jest mi wrócić do swojej dawnej osobowości, cichej i popychanej. Przecieram oczy i wstaję z łóżka. Słyszę, że Nicklas krząta się po kuchni, lecz zamiast mu pomóc idę pod prysznic, zmyć z siebie wątpliwości. Potem muszę wyciągnąć coś idealnego z szafy, aby dobrze przeżyć każdy dzień.
Bo jak to mówią, przedstawienie trwać musi.

        Claire żyje z błędnym przekonaniem, że jej złość, pobudza mnie do zmiany postępowania. Jakże się myli. Nie zdaje sobie sprawy, że czyjeś fochy nie robią na mnie wrażenia. Ignorując jej grymasy na twarzy, siedzę na trybunach, wystawiając twarz do słońca, które pojawiło się po raz pierwszy od kilku tygodni,  Przymykam oczy, lecz na chwilę, bo zaraz mój spokój zostaje brutalnie przerwany przez szturchającą mnie blondynkę. Odrywając się od rozmyśleń, kieruje wzrok na murawę, dostrzegając dwóch poszkodowanych: Aarona i Theo Walcotta. Moja towarzyszka natychmiast opuszcza stanowisko i podbiega na murawę, zaś ja wyruszam za nią, ze spokojem. Jak się okazuje, Ramsey wychodzi bez szwanku, czego nie można powiedzieć o Walcotcie., który wyraźnie ma problem z podniesieniem się. Blondynka  bardzo delikatnie stara się cokolwiek stwierdzić, a ja przyglądając się jej staraniom, bezskutecznym zresztą, prycham pod nosem, krzyżując ręce na piersiach.
- Uraz kostki - stwierdza.
- Serio? Tylko tyle jesteś w stanie powiedzieć? - rzucam zjadliwie.
Chłopaki wpatrują się w nas w ciszy, czekając na rozwój wypadków.
- To może pani doktor sama  zbada pacjenta i postawi bardziej dogłębną diagnozę.
- Uraz kostki to każdy widzi z daleka, przecież noga puchnie w bucie. Jest skręcona i lepiej módlmy się żeby nie zerwał wiązadeł. Trzeba zrobić rentgen i rezonans magnetyczny.
- Więc zróbmy zdjęcie rentgenowskie - wtrąca z rozbawieniem pan Cook, którego pojawienia się nie zauważa żadna z nas.
Odwracamy się w jego kierunku, a blondynka podnosi się z murawy.
- Widzę, że spekulację trwają - mężczyzna posyła nam uśmiech, wprawiający nas w zawstydzenie.
- Ale lepiej zabierzmy Theo do doktora Daviesa, aby mógł potwierdzić lub zaprzeczyć waszym teoriom - dodaje już rzeczowym tonem.
Trener, milczący do tej pory, nakazuje Alex'owi i Gibbs'owi pomóc Mulatowi dostać się do lekarza klubowego. I tak całą grupą ruszamy do jego gabinetu. Claire, wściekła za moje docinki przyłącza się do piłkarzy, zostawiając mnie z tyłu. Bez słowa idę za nimi, nie zauważając towarzystwa,
- Masz oko do urazów, Sharon,  nie dotknęłaś nawet kostki, a już wiesz do jakiego urazu doszło,
- Nic nie jest przesądzone - mruczę pod nosem.
Dociera do mnie, że za bardzo dałam ponieść się emocjom i chciałam po prostu pokazać Claire, że wcale nie jest ode mnie lepsza i nie ma prawa mnie osądzać i pouczać. Teraz nabieram wątpliwości
i zastanawiam się czy zbytnio się nie zagalopowałam,
- A ja ufam, że trafnie to stwierdziłaś - mężczyzna z uśmiechem puszcza mi oko i zostawia z mętlikiem w głowie.

- Gratuluję trafności diagnozy - słyszę, gdy siedzę na jednym z krzesełek, stojących na korytarzu
i zamkniętymi oczami opieram głowę o ścianę. Momentalnie je otwieram i zauważam ciepły uśmiech Chambo.
- Daruj sobie - odpowiadam, na co  słyszę syk, siedzącej niedaleko blondynki.
Alex robi zdziwioną i nieco urażoną minę.
- Mówię serio. Uważam, że fantastyczne sobie poradziłaś - dodaje.
- Przestań Alex, ona nie potrafi doceniać dobrych słów - wtrąca się blondynka.
Zdecydowanie zaczyna mnie wkurwiać.
- Możesz się przestać we wszystko wpieprzać? - odwracam głowę w jej stronę i posyłam jej lodowate spojrzenie.
- Sharon! - Ox  po raz pierwszy pokazuje pazury, stając w obronie Claire - Nie przesadzasz trochę?
- Oh, odpieprzcie się wszyscy - warczę, ucinając kłótnię w zalążku.
Następnie wyciągam papierosy z kieszeni i kieruję się w stronę wyjścia. Mam już dość. Tych ciągłych ataków, pretensji i kłótni z ważnymi dla mnie osobami. Jednak nie mam zamiaru ulegać ich wpływom, o nie. Stoję przy wyjściu, obserwując okolicę, po czym wkładam do ust papierosa i wyciągam zapalniczkę, która, jak się okazuje, nie działa. Ogarnia mnie wściekłość. Bezskutecznie ją próbuję uruchomić, lecz bez skutku. Nagle ktoś podkłada mi pod papierosa swoją zapalniczkę, która działa bez zarzutu. Z ulgą odpalam papierosa, po czym spoglądam na swojego wybawcę, Ze zdziwieniem stwierdzam, że to pan Cook. Przyglądam się przez moment, jak zapala swojego papierosa i chowa zapalniczkę do kieszeni płaszcza.
- Pan pali? - rzucam ze zdziwieniem.
- Mogę zapytać o to samo - odpowiada z uśmiechem - Jestem zwykłym człowiekiem, też mam swoje niezdrowe nałogi, tyle, że w domu ściga mnie żona, więc muszę palić w pracy - dodaje.
Uśmiecham się nieśmiało w odpowiedzi. Stare nawyki powracają.
- Skąd pan wiedział, że mam rację odnośnie kostki Theo? - pytam po chwili.
- Masz oko do urazów. I to chyba dziedziczna cecha.
Jego słowa mnie zaskakują. Spoglądam na niego, oczekując że rozwinie to jedno zdanie, jednak on milczy.
- Jesteś bardzo podobna do swojej matki - odzywa się dopiero po jakimś czasie.
Milczę. Nie spodziewałabym się nigdy, że fizjoterapeuta Arsenalu znał moją mamę.
- Też miała oko do kontuzji, Czasem kłóciła się z samymi lekarzami odnośnie diagnozy. Nie robiła tego nigdy, aby się popisać. To było spowodowane troską o dobro pacjenta, niestety nie wszyscy tak uważali. Jednak Marie nie przejmowała się opiniami innych, robiła swoje - mężczyzna uśmiecha się lekko.
- Skąd pan ją znał? - cicho zadaje pytanie.
Jego historia tak mnie pochłania, że zapominam o papierosie, ale on stracił już atrakcyjność. W rezultacie gaszę go i wyrzucam, W tej chwili oddawanie się nałogowi nie jest istotne, moją uwagę całkowicie przyciąga co innego, ważniejszego.
- Studiowaliśmy razem, przyjaźniliśmy się. Była fantastyczną, ciepłą i piękną kobietą. Mogła pracować w każdym klubie, Arsenal też się o nią ubiegał, lecz ona wyszła za mąż i postanowiła poświęcić się rodzinie. Utrzymywaliśmy kontakt, potem się urwał, a później... - tutaj ucina.
Nie dziwię się, w moim gardle też pojawia się tajemnicza gula.
- Później dowiedziałem się o jej śmierci, Wstrząsnęła mną ta wiadomość.
Po raz kolejny zapada cisza. Nikt nic nie mówi, ja nie mogę, a pan Cook zaciąga się swoim papierosem.
- Od razu wiedziałem, że jesteś jej córką. Jesteś do niej bardzo podobna i z pewnością odziedziczyłaś jej zdolności - odzywa się po chwili - Jedno musisz tylko pamiętać -  mężczyzna przydeptuje peta.
- Nie możesz się zawsze powoływać na oko. I nie zapominaj, że my fizjoterapeuci zajmujemy się rehabilitacją, a nie diagnozą.
- Oczywiście - odpowiadam, czując że to lekkie zganienie z jego strony.
- No, powinniśmy wracać, trening się za chwilę kończy, a doktor Davies pewnie ma już jakieś zalecenia odnośnie Theo.
Kiwam jedynie głową i kieruję się w stronę wejścia.
- Sharon...
Odwracam się w stronę fizjoterapeuty.
- Świetnie sobie radzisz, mama byłaby z ciebie dumna, Chociaż, właściwie to zawsze była.
Uśmiecham się do niego i wkraczam do ośrodka z lekkością na sercu.




Od autorki: Jeden z najkrótszych rozdziałów, w erze ostatnich moich "dzieł". Wybaczcie mi to zaniechanie, ale rozdział 18 jest bardzo chaotycznym przedstawieniem zamieszania jakie występuje w głowie Sharon, jest to celowe, w końcu każdy z nas staje kiedyś w życiu przed masą zawiłości
i ciężko jest logicznie zebrać swoje myśli. Ogólnie ten rozdział jest wstępem przed tym co ma się teraz wydarzyć, jest również ukłonem ku zbliżającemu się końcowi tego opowiadania( wiem obiecuję zakończenie już od kilku rozdziałów).


Ten jakże dramatyczny(mam nadzieję, że nie aż tak beznadziejny ) rozdział dedykuję mojej kochanej Olci, od której zwykle otrzymuję wsparcie, ochrzan i pełne emocji przeżycia związane z całą fabułą.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, już masz bliżej niż dalej :*

18 komentarzy:

  1. :OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO
    Sharoon? To ty? To na pewno jesteś ty?!
    Co się stało z tą uprzejmą i cudowną dziewczyną?!
    Wróć stara Sharoon, plis!
    Jacky mój kochany w końcu się przyznał! Radujmy się i cieszmy!
    Czekam na nastepny! Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Palenie to akurat bad move, really bad move. Znając jej szczęście skończy się rakiem. Nie no ale serio - chce być bad ass to nie musi palić. Palenie jest wstrętne. Gardzę paleniem.
    ??????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!???!??!?!??!
    Sorry, ale co to miało być? Laska jest dwubiegunowa? Myślałam, że totalna zmiana osobowości wymaga czasu, ale jak widać MOŻNA. Można bardzo szybko.
    Serio, irytuje mnie zachowanie Sharon, ale jeszcze bardziej irytuje mnie odpowiedź grupki wspierającej na jej odpały. Bo cholerna jasna, skrzywdzeni ludzie są zdolni do różnych rzeczy, ale jakbym była na jej miejscu i średnio 100 razy na minutę słyszała, że "przesadzam", to też chciałabym im wszystkim zrobić na złość. Jack mnie wkurza. Jest tandetny i nieogarnięty. Jakby urwany z telenoweli. Kto jak kto ale on powinien wiedzieć co zrobić, żeby naprawić Sharon.
    Jestem zdrowo sfrustrowana. Sharon mnie frustruje. Właściwie jestem już na tym etapie, że frustrują mnie wszyscy. Jeszcze pan Cook i jego opowieści o mamie Sharon. Jeżeli jest coś bardziej wkurzającego od zepsutej do szpiku kości Sharon (zazwyczaj ubóstwiam takie bohaterki, no ale sorry, ona nie jest sobą, więc się nie liczy), to jest to Sharon powracająca na "właściwy tor" w takich momentach. UGh. Dobra, czekam na następny, żeby się przekonać, w którą stronę z tym pójdziesz, ale nie powiem, żeby podobała mi się ta nagła zmiana.
    No ale przynajmniej Jack powiedział, że kocha. UGH x2.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię Sharon, jest to najbardziej drętwa postać w całej mojej karierze. To co ja zrobiłam z tą historią jest masakrą. Co raz częściej walczę z chęcią usunięcia tego czegoś i wyjechania z kraju.

      Usuń
  3. :* :* :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciała zmiany to ją ma. Sucz dużego kalibru z niej:) Podoba mi się:P Bezczelny lachon, który w środku nic a nic się nie zmienił. Ale i tak, że wytrzymuje pod tą maską, jest godne podziwu:)
    No co mi pozostaje? Czekam z utęsknieniem na kolejną część:)
    Lara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie zmiana osobowości jest czymś niemożliwym. W moim przypadku, tak jak tu, przebiega bardzo szybko. najpierw jestem tą nową Katorgą, a za chwilę wracam do starych nawyków i zapominam co miałam zrobić ze swoim życiem.

      Usuń
  5. Zapraszam na prolog: http://esta--noche.blogspot.com/: http://esta--noche.blogspot.com/ :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Końcówka mnie mocno zainteresowała, ale z kolei ta zmiana w sucz mi się nie podoba :p
    Oby Sharon wróciła do swojej dawnej osobowości bo nic dobrego z tego nie wyniknie :D
    zapraszam na kolejny rozdział na http://story-of-cache.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sharon jest w trakcie pisania poradnika: " Jak zmienić się w sukę i zrazić do siebie ludzi". Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Piszę, ale mam zanik weny twórczej i chwilę zastoju związaną z przemyśleniami na temat tej opery mydlanej, która mi wyszła. Najbliższy możliwy termin? Na wczoraj. Alleluja, jak to mówią.

      Usuń
  8. O JEZU, JAKA DRAMA SIĘ SZYKUJE.
    Mi tam się ta zmiana podoba xD OFC, wszyscy wiemy, że to nie jest prawdziwe oblicze Sharon, no ale cóż, jeszcze się dziewczyna ogarnie :)
    Szkoda mi Alexa. BARDZO MI GO SZKODA :/ Ale co ja poradzę, że mam słabość do czekoladek z AFC? Jack i tak mnie wkurza, Sharon lubię, noooooo... Czekam na nexta xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mówiłaś, że polubiłaś Jacka. Niedobra Ty!

      Usuń
  9. Oh, mój drugi ulubiony blog, który nareszcie udało mi się nadrobić. Jezu tak uwielbiam wszystkich twoich bohaterów, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. Zaczęłam sobie czytać od 10 rozdziału, bo już się pogubiłam (ah te okropne zaległości, w przyszłości muszę tego unikać) i najpierw miałam taki sentyment, a to Aaron jest kochany, a to coś tam. Teraz nie mam wątpliwości. Sharon musi być z Jackiem i inaczej sobie tego nie wyobrażam. Najlepiej jeszcze Charlie z Aaronem, Chambo z Claire, a Benio z Riley. A Isabel mogłaby umrzeć. Tak, okropne, ale piękne. Oczywiście, wiem że nie może być za słodko, dlatego Sharon i Jack mi wystarczą. Wierzę, że coś jeszcze naknocisz i słusznie. Tylko bez ofiar śmiertelnych (chyba, że to Isabel). Tak mnie ciekawi wątek z 2, 3 czy tam 4 (no bo w końcu matka i Angela, nie?) zdzirami. Lepiej tego nie można było wymyśleć. Dlatego proszę uprzejmie o jak najprędsze (?) dodawanie kolejnego rozdziału i nie trzymanie mnie w niepenwości :>
    + nowa Sharon zalatuje desperatką. Jeśli to miałaś na celu to wyszło idealnie, ale ja wolę tą starą, kochaną Sharon.
    Wesołych Świąt, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJĘ, NAWZAJEM :*
      Stęskniłam się za Tobą :D Cieszę się, że przekonałaś się do Jacka, nie rozumiem, że nikt go nie lubi i każdy uważa za mendę :D Przecież jest taki koochany <3 A co do Sharon to perfekcyjnie wykreowałam z niej ostatnio idiotkę. Sukces czy porażka? :)

      Usuń
    2. Twój Wilshere jest wspaniały :") Jego niedorozwinięcie uczuciowe mnie urzeka. Sharon się zachowuje jakby miała rozdwojenie jaźni, co ostatnio jest bliskie mojemu sercu, także sukces :)

      Usuń