Usidlony?!
Mamy złą wiadomość dla wszystkich fanek Kanonierów, wzdychających do jednego z nich, Nicklasa Bendtnera. Jak się dowiedział nasz redaktor, w szatni Arsenalu, krąży wiadomość o rzekomym ślubie młodego napastnika z atrakcyjną szatynką. Ustaliliśmy już, że dziewczyna jest studentką 3 roku studiów fizjoterapeutycznych w Londynie. Kilka razy widziano ją w towarzystwie zawodnika londyńskiego klubu, znanego z hulaszczego trybu życia. Czyżby w końcu postanowił ustabilizować swoje życie prywatne?
Rzucam gazetę na stół i siadam na krześle krzyżując ręce na piersiach. Nick zaś jak gdyby nigdy nic, podśpiewuje sobie smażąc jajecznicę.
- Cholerne sępy... - warczę, ale on nawet nie reaguje.
- Zamierzasz to ignorować? - spoglądam na niego, jednak braciszek wciąż udaje, że mnie nie ma w pomieszczeniu.
- Czyli teraz to tak już będzie. Foch-mistrz Bendtner... KURWA NICK! - nie wytrzymuję w końcu.
Powoli odwraca się w moją stronę z obojętnością, wypisaną na twarzy. Jednak nie po to, żeby coś powiedzieć tylko po prostu, wywala zawartość patelni na mój i swój talerz, następnie zabiera się za konsumpcję. Denerwuje mnie to niezmiernie.
- Udław się tą jajecznicą - wstaję od stołu i wychodzę z kuchni.
Już od godziny siedzę na ławce w parku i patrzę w drzewa. Nie zauważam nawet jak ktoś siada obok mnie.
- Wyciszamy się? - chłopak wygodnie rozpiera się i z uśmiechem przygląda się mojej twarzy.
- Zakłócasz mi aurę - warczę bo w tym momencie nie chce mi się na niego nawet patrzeć.
- Wstało się lewą nóżką?
- Chcesz wylądować w szpitalu? - odwracam w jego kierunku twarz i wpatruję się ze złością w te irytująco, wiecznie wesołe brązowe oczy, w których tej chwili, maluje się zdziwienie.
- Co się stało? - jest spokojny, co jeszcze bardziej wytrąca mnie z równowagi.
- Hot gossip* mówić ci coś ta nazwa?
- Jakiś szmatławiec, a co?
- Bo dzięki waszym zabawnym żarcikom: "ten szmatławiec" rozpisuje się na mój i Nicka temat. To się stało - odpowiadam wściekła.
Aaron jest zaskoczony, robi głupią minę, jakby zastanawiał się co powiedzieć.
- Ale...
- Przestań. To i tak nic nie zmieni.
Wstaję z ławki i zostawiam go samego, po prostu nie mam ochoty na żadną rozmowę.
- Ale...
- Przestań. To i tak nic nie zmieni.
Wstaję z ławki i zostawiam go samego, po prostu nie mam ochoty na żadną rozmowę.
Od naszego ostatniego spotkania, Charlie nie zmieniła się ani trochę. Z beztroską na twarzy kroczy dumnie w moim kierunku, stukając obcasami nowych butów. Nie zwraca nawet uwagi na spojrzenia, którymi taksują ją mężczyźnie, mijani na lotnisku. Dziewczyna, szeroko uśmiecha się na mój widok i pada mi w ramiona, ściskając z niesamowitą energią.
- Stęskniłam się debilu - piszczy mi do ucha.
- Przytyłaś... - odpowiadam.
Odskakuje ode mnie gorączkowo i poprawia koszulkę, przyglądając się sobie, a w tym czasie ja łapie powietrze, które zostało mi wcześniej odebrane.
- A ty nadal jesteś złośliwa - posyła mi ironiczny uśmiech i bierze w dłoń uchwyt od wielkiej walizki - To gdzie mieszka ten twój zaginiony brat?
Kiedy wkraczamy do domu, Nicklas leży na kanapie i przerzuca pilotem kanały w telewizji.
- To jest dom Nicka, a to on sam - wskazuję na blondyna, który na widok Charlie, podrywa się z łóżka. Przeczesuje ręką włosy i ukazuje rząd białych zębów. Prycham jedynie z zażenowaniem bo irytuje mnie postawa blondasa, który nawet w stosunku do mojej przyjaciółki nie potrafi odmówić sobie podrywu.
- Sharon wspominała, że ma ładną przyjaciółkę, ale nie wiedziałem, że aż tak - z szarmanckim uśmiechem całuje dłoń blondynki. Charlie jest wyraźnie rozbawiona i rzuca mi jedno ze swoich spojrzeń pt. " Mogę?"
- Nicklas... - warczę - Masz dziewczynę dzbanie.
Czuję, że to nie najlepszy pomysł, aby przez niecały miesiąc żyć pod jednym dachem z nałogowym podrywaczem i dziewczyną, która również zmienia partnerów jak rękawiczki.
Nick, nie mógł tak po prostu odpuścić okazji do imprezowania. W przeciągu 30 minut dzwoni do wszystkich kolegów i zarządza grubą imprezę w klubie. To nic, że jutro trening, przecież powitanie Charlie jest priorytetem. Czy tylko ja podejrzewam romans? Nie lubię dziewczyny mojego brata, ale gdyby zaczął się spotykać z moją przyjaciółką to tego bym nie zniosła. Wracając do imprezy. Zostaję zmuszona do założenia zielonej sukienki, kończącej się przed kolano, posiadającej koronkowe rękawy, którą przywiozła mi blondynka. Charlotte tym czasem ubiera jedną ze swoich mega seksownych kiecek, o kolorze płomiennej czerwieni, również kończącej się przed kolanem. Prezentuje się tak ślicznie, że odczuwam, że wieczór na bank zakończy się kilkoma złamanymi męskimi sercami. Gdy schodzimy na dół, do salonu, przekonuję się jak wielką miałam racje. Nicklas mruży oczy, a jego szczęka ląduje na puszystym dywanie. Wieczór będzie długi...
W klubie, po wypiciu pierwszych drinków, Charlie ciągnie mnie na parkiet. A Dj, akurat ma fazę na stare hity i kiedy jesteśmy w tłumie, króluje hit Lou Bega - Mambo No. 5. Charlie podskakuje entuzjastycznie po czym wpada w wir tańca, a ja razem z nią. Z czasem coraz bardziej się rozluźniam i zgadzam się na tańce z nieznajomymi, świetnie się przy tym bawiąc, co może być spowodowane wcześniej wypitym alkoholem. Charlie również szaleje na parkiecie. Impreza się rozkręca a w klubie pojawia się coraz więcej ludzi. Spoglądam ponad ramieniem mojego partnera w kierunku baru, gdzie miejsce zajmował Nicklas. Nie jest już sam. Towarzyszy mu Aaron i Jack, którego spojrzenie wyłapuję. Czerwienię się, nie wiedząc czemu i odwracam wzrok.
Kiedy piosenka się kończy, dopadam do Charlie i proponuję jej powrót do baru. Chłopaki siedzą na stołkach i popijają drinki, nie szalejąc z wyborem alkoholu, z powodu jutrzejszego treningu. Mój brat uśmiecha się szeroko do Charlotte, mnie szczyci jedynie bardziej kwaśną miną i zwraca się niedbale do pozostałych Kanonierów.
- To jest Charlie,a moją siostrę już znacie.
- Siostrę? - Jack robi wielkie oczu i patrzy na mnie tak, jakby mnie zobaczył po raz pierwszy.
Nick spogląda zirytowany na Aarona, który chichocze jak uczennica żeńskiej szkoły przyłapana na oglądaniu "Magic Mike". Ja zaś robię klasycznego facepalma.
- Naprawdę, Jack jesteś tak głupi, że uwierzyłeś w to że z nią jestem. Z nią się nie da wytrzymać - blondas posyła szatynowi ironiczny uśmiech.
Spoglądam na brata ze złością, jednak on to ignoruje, co w ostatnich dniach wychodzi mu perfekcyjnie. Powitajmy gorącymi brawami brata tygodnia - który uzyskał statuetki aż w trzech kategoriach: foch-mistrz, brat debil, ślepa ciota. Postanawiam z powrotem udać się na parkiet więc zwracam się w kierunku Charlie, ale dopiero wtedy zauważam jak wściekłym spojrzeniem taksuje Ramsey'a, którego wyraz twarzy zmienił się z uśmiechniętego na zaskoczonego. Po chwili dziewczyna po prostu wychodzi.Patrzę zdziwiona na Nicka, który przez chwilę zapomina, że mnie ignoruje i wzrusza ramionami w stylu: "mnie nie pytaj". Postanawiam więc pójść za przyjaciółką i dowiedzieć się o co kaman. Kiedy wychodzę dziewczyna stoi oparta o ścianę
i pali papierosa. Jest zdenerwowana, co wyraźnie widać po jej zachowaniu. Zaciąga się papierosem, który w zastraszająco szybkim tempie zmniejsza swoją długość. Chwilę później blondynka wyciąga kolejnego. Stoję obok, nie mówiąc nic.
- Kim jest ten brunet? - Charlie postanawia jako pierwsza przerwać ciszę.
- To Aaron, kolega Nicka z drużyny. O co chodzi Charlie? - wyczekuję jej odpowiedzi, ale ona milczy.
Dopiero po chwili rzuca papierosa na chodnik i przydeptuje go obcasem. Zaczyna się kręcić, aż siada na ławce, po czym spogląda na mnie z rezygnacją.
- Chyba nie wiesz wszystkiego.
Siadam obok niej i uderzam się w kolana.
- Czas chyba poznać prawdę.
- Wiesz, że kiedyś tu byłam, jakieś 3 lata temu. 18 lat - byłam gówniarą. Dwa dni przed powrotem do domu, poszłam na imprezę. A na imprezie poznałam chłopaka. Wypiliśmy po drinku, potańczyliśmy. I później, nie wiem jakoś tak się potoczyło, że wylądowaliśmy u niego.
- Jak to na imprezach...
- Przespałam się z nim. Następnego dnia, rano po prostu wyszłam. A potem wyjechałam.
- A co to ma wspólnego z Aaronem? - pytam, ale zaraz zamieram bo wszystko układa mi się w całość.
- Bo to on jest tym chłopakiem - Charlie wypowiada na głos słowa, których bałam się wypowiedzieć.
Niedługo później wracamy na salę. Chłopcy siedzą tam gdzie wcześniej, ale jest ich zdecydowanie więcej, zauważam Chambo, który tak cieszy się na mój widok, ze bierze mnie w ramiona.
- Alex wyluzuj - mruczy mój brat, ale Mulat nie zwraca na niego uwagi.
- Musisz ze mną zatańczyć.
I nim cokolwiek powiem, ciągnie mnie w kierunku tańczących ludzi, aby po chwili okręcić mnie milion razy i na chwilę wymazać z mojej głowy troski bo taniec z nim jest ogromną przyjemnością. Kiedy zerkam w stronę Charlie, ze pewną zazdrością zauważam, że Aaron ciągle ją obserwuje po czym zaprasza blondynkę do tańca, na co ona się zgadza. Same komplikacje w moim życiu.
Jest druga w nocy. Powód, dla którego nie śpię to chęć napicia się wody. Wstając z łóżka podciągam tylko moją przykrótką koszulkę i ziewając kieruję się w stronę kuchni. Stąpam cicho po schodach
i wkraczam do ogromnej kuchni, gdzie podchodzę do lodówki i wyciągam mleko. Coś mi jednak nie pasuje. Otóż z salonu dobiegają dziwne szmery i przyciszone głosy. Pierwszą myślą są złodzieje. Biorę więc do ręki deskę do krojenia i kroczę w kierunku drzwi. Kiedy tam wchodzę, to co widzę, powoduje, że opuszczam mój przedmiot obronny i otwieram szeroko usta.
- Jezu, Jack co ci? - wykrzykuję na widok, mojego brata podtrzymującego z jednej strony i Walijczyka z drugiej, nieźle obitego Anglika.
- Nie zgadniesz. Wywalił się na schodach - warczy z ironią Nick, na co prycham jedynie w odpowiedzi, następnie biegnę do łazienki po apteczkę.
Kiedy wracam Jack siedzi na kanapie, Aaron odpoczywa rozwalony na fotelu, a Nicklas krąży niczym sęp obok nich.
- Może trzeba zadzwonić na policje? - odzywam się siadając obok Jacka i delikatnie łapiąc go za podbródek aby zobaczyć obrażenia.
- Po co policja, sami ich znajdziemy - wścieka się blondas - Skopię im tyłki. Kilku na jednego, co za gnoje.
- Uspokój się bo ci żyłka pęknie - mówię nie patrząc na brata, a skupiając się na opatrzeniu szatyna, który słysząc moje słowa, skierowane do Nicklasa, chichocze, a po chwili syczy z bólu.
- Co mamy puścić im to płazem? - blondyn zatrzymuje się i łypie na mnie ze złością.
- A wiecie w ogóle kto to? Chcesz wymierzać sprawiedliwość, nie wiedząc komu? Bardzo mądrze - przerywam czynność, by spojrzeć na brata.
- A ty Aaron co o tym sądzisz? - Nick zwraca się do milczącego dotąd Walijczyka.
Chłopak wzdycha.
- Chętnie bym im parę kości poprzestawiał, ale Sharon może mieć racje. Nie wiemy nawet kto to.
- To byli ochroniarze Isabel - odzywa się niespodziewanie Jack, na co wszyscy zamieramy.
- Skąd wiesz? - Nicklas podchodzi do chłopaka i patrzy na niego zdziwiony.
- Widziałem ich już kiedyś. Tych postur nie da się zapomnieć.
Czuję jak po moim ciele przechodzi dreszcz, kiedy wyobrażam sobie jednego drobnego Jacka przeciwko dwóm napakowanym i bezlitosnym gorylom mojej popieprzonej przyrodniej siostry.
- Suka - to słowo pada jednocześnie z moich i Nicka ust, na co reagujemy porozumiewawczym spojrzeniem.
- Co oni mają do ciebie? - Aaron wypowiada dręczące mnie pytanie.
- Zerwałem z nią kontakty. Powiedziałem, że nie chce być jej przewozem do sławy i takie tam...
Zapada cisza. Przemywam chłopakowi skaleczenia, trzymając go za podbródek. On patrzy na mnie jednym okiem, bo druga powieka, jest opuchnięta do tego stopnia, że nie może jej podnieść.
- Muszę lecieć, widzimy się Nicklas później. Trzymaj się Jack.
- A nie podwiózłbyś mnie do domu? - szatyn podrywa się, ale chwilę później łapie się z sykiem za klatkę piersiową.
- Chyba mi złamali żebro - próbuje żartować, ale nie bardzo mu to wychodzi.
- Lepiej będzie jak zostaniesz - mówi Aaron - Trzymajcie się - po czym wychodzi.
- Rambo dobrze mówi, zostań lepiej - stwierdza Nick - Idę wziąć prysznic, a potem wymyślimy co dalej.
Zostaję sama z Jackiem w salonie. Dokańczam dezynfekcje i przylepiam kilka plastrów.
- To powinno na razie pomóc, jutro musisz pójść do lekarza bo obawiam się, że bez tego się nie obędzie - podnoszę się z kanapy, ale Jack uniemożliwia mi to łapiąc mnie za rękę.
- Dziękuję ci. Jesteś wspaniała.
Patrzę na niego w osłupieniu, po czym po chwili zawahania całuję go w mniej posiniaczony policzek.
- Może zrobić ci herbaty?
Dwie godziny później siedzę na kanapie i myślę. Nie mogę spać z powodu dosyć niewygodnej pozycji i tego, że po mojej głowie przebiega tyle myśli. Spoglądam na Jacka, którego głowa spoczywa na moich kolanach, a on sam śpi jak dziecko. Nie mogę się powstrzymać, aby nie przeczesać dłonią jego włosów.
Mam wielką ochotę wybrać się do Isabel i skopać jej kościsty tyłek, chociaż jeszcze godzinę temu ledwo przekonałam Nicklasa, żeby tego nie robił. Do tego martwi mnie to, że pogorszyły się moje stosunki z bratem. Wszystko było już dobrze, tylko jak zwykle musiałam coś spieprzyć. Może nie powinnam ingerować w jego życie uczuciowe. Sama bym się również irytowała, gdyby blondas wtrącał się w moje. Zaczynam rozmyślać o ojcu, o tym czy kiedykolwiek będę mogła z nim porozmawiać, normalnie, bez kłótni o wszytko, bez wyrzutów, normalnie. Myślę o Riley, Charlie, o tym, że z każdej strony otaczają nas problemy, mimo, że znajduje się w najpiękniejszym mieście na świecie.
- O czym myślisz? - z rozmyśleń wyrywa mnie głos Jacka, który przebudził się nawet nie wiem kiedy.
- O niczym - odpowiadam po chwili.
- Nie kłam- jego słowa wprawiają mnie w osłupienie - Wiem dobrze, że coś Cię trapi.
- To nieważne... Tak po prostu rozmyślam, o Nicku, tacie, tobie, Charlie, Isabel...
- A gdzie w tej wyliczance ty?
- Ja? - jestem zaskoczona tym co powiedział.
- Nie myślisz o sobie, o swoich potrzebach. W wyliczance ludzi o których myślisz, o których się martwisz nie ma ciebie, co znaczy, że nie dbasz o swoje potrzeby tylko najpierw o innych.
- Więc? - mimowolnie, przeczesuję jego włosy, czekając na to co powie.
- Powinnaś to zmienić.
- To co mówisz nie ma sensu. Wszyscy ludzie o których myślę mają jakiś związek ze mną. Jaką decyzję podejmą, taka ma wpływ na moje życie.
- To chcesz przez to powiedzieć?
- Nick jest na mnie wściekły, to znaczy że nasz kontakt ulegnie pogorszeniu. Pokłócimy się w końcu, jedno pójdzie w swoją stronę, drugie w swoją i tak stracę kolejną bliską osobę. - Milknę.
Jack nic nie mówi. Jednak po chwili pyta z pewnym wahaniem w głosie.
- A co z waszymi rodzicami? Nicklas nigdy nic nie mówi na ten temat. I nigdy nie wyjeżdża na święta, nic.
Wzdycham.
- Mama nie żyje. A ojciec ożenił się ponownie z matką Isabel - Jessicą. Wszystko ładnie pięknie, ale jak się okazało Jessica wcale nie jest taka cudowna. Nienawidziła mnie i Nicka. Nastawiła ojca przeciwko nam, a po wyjeździe Nicklasa to spowodowała, że straciliśmy kontakt. Przepraszam, ale nie chcę o tym mówić.
Szatyn łapie mnie za rękę, którą muskam jego włosy i ściska ją mocno, jakby chciał dodać mi otuchy. Siedzimy w ciszy, ale nie bynajmniej krępującej bo dobrze nam w swoim towarzystwie.
Rano budzę z bólem kręgosłupa. Spanie na siedząco to zdecydowanie nie był dobry pomysł. Jack wtula się w moje kolana, co nie pozwala mi na dużo włącznie z przeciąganiem się. Przecieram oczy, a po chwili zauważam Nicklasa który wkracza do salonu.
- O jeden gołąbeczek się przebudził- rzuca z ironią, stawiając na stoliku kawę i kanapki- To dla Jacka - mówi. Sama sobie zrób śniadanie. - wyprzedza mnie, kiedy chcę wyciągnąć rękę po jedną z kanapek.
Wkurzam się. I to nie bynajmniej z powodu cholernych kanapek. Szatyn w tym czasie się budzi i spogląda to na mnie to na Nicklasa, ale ja nie zwracam na niego uwagi, podnoszę się na równe nogi i z wściekłością patrzę na brata.
- O co ci chodzi?!
- O nic - blondas chce się odwrócić i odejść, ale nie pozwalam mu na to, stając w drzwiach kuchni.
- Nie ignoruj mnie! - patrzę na niego uważnie, ale na on przyjmuję twarz pokerzysty, nie pokazując po sobie niczego.
Tylko obojętność. Cholernie zimną obojętność.
- Zejdź, chcę wejść do kuchni - odpowiada spokojnie, próbując mnie wyminąć, co mu się udaje.
- To teraz już tak będzie zawsze? - mówię do jego pleców, ale po chwili chłopak się zatrzymuje. - Będziesz rzucał ironiczne uwagi, będziesz mnie ignorował i traktował jak zanieczyszczone powietrze. Jeżeli coś do mnie masz to powiedz. Nie zachowuj się jak gówniarz - krzyczę.
Nicklas odwraca się w moim kierunku i wtedy dostrzegam złość z którą tak długo i doskonale się maskował.
- Chcesz wiedzieć? Naprawdę chcesz wiedzieć?!
- Uświadom mnie.
- To proszę bardzo. Denerwujesz mnie. Mało? Wkurwiasz mnie. Po prostu. Nie chciałem ukrywać przed tobą wielu rzeczy. Chciałem, żebyś poznała Lisę bo dla mnie dużo znaczy. Skrytykowałaś ją i poniżyłaś. Wiesz jak ona się teraz czuje? Ciągle płacze i pyta mnie dlaczego jej nienawidzisz. Ona bardzo dobrze wie, że źle potraktowała twoją znajomą, a ty ją zmieszałaś z błotem. Lepiej się teraz czujesz? Zachowujesz się egoistycznie na patrząc na innych. Myślisz, ze każdy źle robi tylko ty jesteś biedną małą sierotką w wielkim świecie. Nie! Cholernie się mylisz! Każdy ma uczucia i każdy ma wady! Ale ja wiem, dlaczego tak robisz...
- Dlaczego? - pytam zaszokowana jego wybuchem.
- Bo jesteś o mnie zazdrosna.
Nie wytrzymuję po chwili.
- Masz rację, obwiniaj mnie o wszystko. Tylko nie dziw się, moim zachowaniem, skoro sam miałeś mnie w dupie i nie odzywałeś się tyle czasu...
- Chciałem z tobą porozmawiać...
- Ale to nie było najważniejsze dla ciebie. Cel uświęca środki, mogłeś przylecieć, ale chyba nie za bardzo ci na tym zależało co? Krytykujesz mnie a mimo tej wielkiej miłości, nie stronisz od innych dziewczyn. A to z Charlie, czy to nie jest dowodem, że darzysz Lisę bezgranicznym uczuciem - warczę na brata.
- Ej wyluzujcie... - do naszego sporu wtrąca się Jack.
- Zamknij się Jack! - krzyczymy na niego z Nickiem w tym samym momencie, na co chłopak milknie i patrzy na nas z szokiem.
- A ty nie kręcisz się przy kilku na raz? - blondas próbuje odeprzeć atak. - Aaron, Jack, Chambo? Może jeszcze ktoś? Zachowujesz się jak...
- No jak kto? - krzyżuję ręce na piersiach i patrzę na niego wyczekująco.
- Jak... jak Isabel! Pewnie się przy niej wyuczyłaś tej słodkiej zołzowatości.
Mam ochotę w niego czymś rzucić. Rozglądam się w poszukiwaniu przedmiotu , którym bym mogła rzucić, jednak takowego nie znajduję. Patrzę więc znowu na brata z wściekłością.
- Nienawidzę cię - mówię i wychodzę z salonu w kierunku "mojej" sypialni.
W progu mijam zdziwioną Charlie.
- Co jest? W całym Londynie was słychać.
- Mieliśmy małżeńską sprzeczkę - rzucam zjadliwym tonem i odchodzę.
W pokoju szybko się ubieram i pakuję rzeczy do walizki.
- Co robisz? - spoglądam w stronę drzwi, gdzie o framugę opiera się blondynka.
- Nie wytrzymam z nim w jednym domu, przepraszam Charlie, że musiałaś to słuchać i oglądać.
- Spoko, rozumiem. Mały kryzys w rodzinie państwa Bendtner. Chyba muszę się wynieść razem z tobą bo to będzie głupie jak zostanę. Ale spokojnie, mam tu kuzyna, na pewno się nas przyjmie - uśmiecha się pokrzepiająco.
- Muszę chyba zacząć myśleć o wynajmie mieszkania bo życie na walizkach to nie jest dobry pomysł, no nie?
Charlie jedynie kiwa głową na znak zgody.
Kiedy schodzimy na dół, ani Nicka ani Jacka nie ma w salonie. Tym lepiej. Nie chcę oglądać brata bo mogłoby dojść do kolejnej sprzeczki. A jak na razie to mi ich wystarczy.
Kilka dni po przeprowadzce, wracam z uczelni do mieszkania kuzyna Charlie, Matta. Mijam kawiarnię, w której kiedyś pracowałam. Często koło niej przechodzę, ale teraz coś przykuwa moją uwagę. Kiedy zaglądam do środka zauważam, że przy jednym ze stolików siedzi Isabel wraz z... Lisą. Zachowują się jakby się znały od lat i w dodatku żyły w bardzo przyjaznych stosunkach. Mam ogromną ochotę wyciągnąć telefon i zadzwonić do Nicka, ale wybijam sobie ten pomysł z głowy, dochodząc do wniosku, że i tak mi nie uwierzy i zarzuci kłamstwo. Odchodzę więc, bo to nie moja sprawa.
Śnieg spowodował, że Londyn uzyskał jeszcze więcej uroku. Mój ulubiony park jest cudnie przystrojony w białe płatki śniegu, które bez przerwy spadają z nieba. Po wieczornym spacerze, przysiadam na chwilę na odśnieżoną rękawiczką ławkę i rozglądam się z zachwytem w oczach po tym niesamowitym miejscu.
- Cześć - nie zauważam nawet jak podchodzi do mnie Wilshere.
Wygląda zdecydowanie lepiej, niż ostatnim razem kiedy go widziałam. Limo pod okiem jest już żółte, a zadrapania na twarzy niewidoczne. Szatyn naciąga na głowę wełnianą czapkę i siada obok mnie głośno wciągając powietrze.
- Jest cudownie...
- Aha - odpowiadam patrząc na grupkę dzieci lepiących bałwana.
Zapada cisza.
- Co u Nicka? - pytam, nawet nie wiem dlaczego.
Chyba tylko po to by podtrzymać rozmowę.
- W porządku... - chłopak spogląda na mnie z niepewnością. - To znaczy nie wiem czy ucieszysz się jak to usłyszysz.
- Wal śmiało - posyłam mu uśmiech, najbardziej nieszczery w całym w moim życiu.
- Nicklas oświadczył się Lisie - Jack wypala tak nagle, że czuję, że kręci mi się w głowie.
Na taką wiadomość nie byłam przygotowana.
Od autorki: Krótko, ale jest. Przepraszam za moją nieobecność, za krótkie komentarze lub ich brak, ale niestety w ostatnich tygodniach czasu i weny brak. Jak coś mi wpada do głowy to szybko notuję, a czasem to mam czas włączam kompa i edytor tekstu i dupa, pustka w głowie. Nie piszę wszystko na odwal i w stylu wstaję rano, jem, idę, wracam, śpię tylko ciągle chcę aby coś się działo. Ale wychodzi jak wychodzi. W dodatku brak czasu nie pozwala mi na sprawdzenie błędów za które serdecznie przepraszam, jak coś razi to piszcie, następnym razem będę pamiętać ( Karolla thx!)
Co do samej treści, to wszystkie zgodnie uważacie, że Nick to słodziak, więc postanowiłam zrobić z niego świnie, Aaron wraz z Charlie posiadali mroczną tajemnicę, a Jack dostał wpier%^0( . Pozdrawiam! :)
- Stęskniłam się debilu - piszczy mi do ucha.
- Przytyłaś... - odpowiadam.
Odskakuje ode mnie gorączkowo i poprawia koszulkę, przyglądając się sobie, a w tym czasie ja łapie powietrze, które zostało mi wcześniej odebrane.
- A ty nadal jesteś złośliwa - posyła mi ironiczny uśmiech i bierze w dłoń uchwyt od wielkiej walizki - To gdzie mieszka ten twój zaginiony brat?
Kiedy wkraczamy do domu, Nicklas leży na kanapie i przerzuca pilotem kanały w telewizji.
- To jest dom Nicka, a to on sam - wskazuję na blondyna, który na widok Charlie, podrywa się z łóżka. Przeczesuje ręką włosy i ukazuje rząd białych zębów. Prycham jedynie z zażenowaniem bo irytuje mnie postawa blondasa, który nawet w stosunku do mojej przyjaciółki nie potrafi odmówić sobie podrywu.
- Sharon wspominała, że ma ładną przyjaciółkę, ale nie wiedziałem, że aż tak - z szarmanckim uśmiechem całuje dłoń blondynki. Charlie jest wyraźnie rozbawiona i rzuca mi jedno ze swoich spojrzeń pt. " Mogę?"
- Nicklas... - warczę - Masz dziewczynę dzbanie.
Czuję, że to nie najlepszy pomysł, aby przez niecały miesiąc żyć pod jednym dachem z nałogowym podrywaczem i dziewczyną, która również zmienia partnerów jak rękawiczki.
Nick, nie mógł tak po prostu odpuścić okazji do imprezowania. W przeciągu 30 minut dzwoni do wszystkich kolegów i zarządza grubą imprezę w klubie. To nic, że jutro trening, przecież powitanie Charlie jest priorytetem. Czy tylko ja podejrzewam romans? Nie lubię dziewczyny mojego brata, ale gdyby zaczął się spotykać z moją przyjaciółką to tego bym nie zniosła. Wracając do imprezy. Zostaję zmuszona do założenia zielonej sukienki, kończącej się przed kolano, posiadającej koronkowe rękawy, którą przywiozła mi blondynka. Charlotte tym czasem ubiera jedną ze swoich mega seksownych kiecek, o kolorze płomiennej czerwieni, również kończącej się przed kolanem. Prezentuje się tak ślicznie, że odczuwam, że wieczór na bank zakończy się kilkoma złamanymi męskimi sercami. Gdy schodzimy na dół, do salonu, przekonuję się jak wielką miałam racje. Nicklas mruży oczy, a jego szczęka ląduje na puszystym dywanie. Wieczór będzie długi...
W klubie, po wypiciu pierwszych drinków, Charlie ciągnie mnie na parkiet. A Dj, akurat ma fazę na stare hity i kiedy jesteśmy w tłumie, króluje hit Lou Bega - Mambo No. 5. Charlie podskakuje entuzjastycznie po czym wpada w wir tańca, a ja razem z nią. Z czasem coraz bardziej się rozluźniam i zgadzam się na tańce z nieznajomymi, świetnie się przy tym bawiąc, co może być spowodowane wcześniej wypitym alkoholem. Charlie również szaleje na parkiecie. Impreza się rozkręca a w klubie pojawia się coraz więcej ludzi. Spoglądam ponad ramieniem mojego partnera w kierunku baru, gdzie miejsce zajmował Nicklas. Nie jest już sam. Towarzyszy mu Aaron i Jack, którego spojrzenie wyłapuję. Czerwienię się, nie wiedząc czemu i odwracam wzrok.
Kiedy piosenka się kończy, dopadam do Charlie i proponuję jej powrót do baru. Chłopaki siedzą na stołkach i popijają drinki, nie szalejąc z wyborem alkoholu, z powodu jutrzejszego treningu. Mój brat uśmiecha się szeroko do Charlotte, mnie szczyci jedynie bardziej kwaśną miną i zwraca się niedbale do pozostałych Kanonierów.
- To jest Charlie,a moją siostrę już znacie.
- Siostrę? - Jack robi wielkie oczu i patrzy na mnie tak, jakby mnie zobaczył po raz pierwszy.
Nick spogląda zirytowany na Aarona, który chichocze jak uczennica żeńskiej szkoły przyłapana na oglądaniu "Magic Mike". Ja zaś robię klasycznego facepalma.
- Naprawdę, Jack jesteś tak głupi, że uwierzyłeś w to że z nią jestem. Z nią się nie da wytrzymać - blondas posyła szatynowi ironiczny uśmiech.
Spoglądam na brata ze złością, jednak on to ignoruje, co w ostatnich dniach wychodzi mu perfekcyjnie. Powitajmy gorącymi brawami brata tygodnia - który uzyskał statuetki aż w trzech kategoriach: foch-mistrz, brat debil, ślepa ciota. Postanawiam z powrotem udać się na parkiet więc zwracam się w kierunku Charlie, ale dopiero wtedy zauważam jak wściekłym spojrzeniem taksuje Ramsey'a, którego wyraz twarzy zmienił się z uśmiechniętego na zaskoczonego. Po chwili dziewczyna po prostu wychodzi.Patrzę zdziwiona na Nicka, który przez chwilę zapomina, że mnie ignoruje i wzrusza ramionami w stylu: "mnie nie pytaj". Postanawiam więc pójść za przyjaciółką i dowiedzieć się o co kaman. Kiedy wychodzę dziewczyna stoi oparta o ścianę
i pali papierosa. Jest zdenerwowana, co wyraźnie widać po jej zachowaniu. Zaciąga się papierosem, który w zastraszająco szybkim tempie zmniejsza swoją długość. Chwilę później blondynka wyciąga kolejnego. Stoję obok, nie mówiąc nic.
- Kim jest ten brunet? - Charlie postanawia jako pierwsza przerwać ciszę.
- To Aaron, kolega Nicka z drużyny. O co chodzi Charlie? - wyczekuję jej odpowiedzi, ale ona milczy.
Dopiero po chwili rzuca papierosa na chodnik i przydeptuje go obcasem. Zaczyna się kręcić, aż siada na ławce, po czym spogląda na mnie z rezygnacją.
- Chyba nie wiesz wszystkiego.
Siadam obok niej i uderzam się w kolana.
- Czas chyba poznać prawdę.
- Wiesz, że kiedyś tu byłam, jakieś 3 lata temu. 18 lat - byłam gówniarą. Dwa dni przed powrotem do domu, poszłam na imprezę. A na imprezie poznałam chłopaka. Wypiliśmy po drinku, potańczyliśmy. I później, nie wiem jakoś tak się potoczyło, że wylądowaliśmy u niego.
- Jak to na imprezach...
- Przespałam się z nim. Następnego dnia, rano po prostu wyszłam. A potem wyjechałam.
- A co to ma wspólnego z Aaronem? - pytam, ale zaraz zamieram bo wszystko układa mi się w całość.
- Bo to on jest tym chłopakiem - Charlie wypowiada na głos słowa, których bałam się wypowiedzieć.
Niedługo później wracamy na salę. Chłopcy siedzą tam gdzie wcześniej, ale jest ich zdecydowanie więcej, zauważam Chambo, który tak cieszy się na mój widok, ze bierze mnie w ramiona.
- Alex wyluzuj - mruczy mój brat, ale Mulat nie zwraca na niego uwagi.
- Musisz ze mną zatańczyć.
I nim cokolwiek powiem, ciągnie mnie w kierunku tańczących ludzi, aby po chwili okręcić mnie milion razy i na chwilę wymazać z mojej głowy troski bo taniec z nim jest ogromną przyjemnością. Kiedy zerkam w stronę Charlie, ze pewną zazdrością zauważam, że Aaron ciągle ją obserwuje po czym zaprasza blondynkę do tańca, na co ona się zgadza. Same komplikacje w moim życiu.
Jest druga w nocy. Powód, dla którego nie śpię to chęć napicia się wody. Wstając z łóżka podciągam tylko moją przykrótką koszulkę i ziewając kieruję się w stronę kuchni. Stąpam cicho po schodach
i wkraczam do ogromnej kuchni, gdzie podchodzę do lodówki i wyciągam mleko. Coś mi jednak nie pasuje. Otóż z salonu dobiegają dziwne szmery i przyciszone głosy. Pierwszą myślą są złodzieje. Biorę więc do ręki deskę do krojenia i kroczę w kierunku drzwi. Kiedy tam wchodzę, to co widzę, powoduje, że opuszczam mój przedmiot obronny i otwieram szeroko usta.
- Jezu, Jack co ci? - wykrzykuję na widok, mojego brata podtrzymującego z jednej strony i Walijczyka z drugiej, nieźle obitego Anglika.
- Nie zgadniesz. Wywalił się na schodach - warczy z ironią Nick, na co prycham jedynie w odpowiedzi, następnie biegnę do łazienki po apteczkę.
Kiedy wracam Jack siedzi na kanapie, Aaron odpoczywa rozwalony na fotelu, a Nicklas krąży niczym sęp obok nich.
- Może trzeba zadzwonić na policje? - odzywam się siadając obok Jacka i delikatnie łapiąc go za podbródek aby zobaczyć obrażenia.
- Po co policja, sami ich znajdziemy - wścieka się blondas - Skopię im tyłki. Kilku na jednego, co za gnoje.
- Uspokój się bo ci żyłka pęknie - mówię nie patrząc na brata, a skupiając się na opatrzeniu szatyna, który słysząc moje słowa, skierowane do Nicklasa, chichocze, a po chwili syczy z bólu.
- Co mamy puścić im to płazem? - blondyn zatrzymuje się i łypie na mnie ze złością.
- A wiecie w ogóle kto to? Chcesz wymierzać sprawiedliwość, nie wiedząc komu? Bardzo mądrze - przerywam czynność, by spojrzeć na brata.
- A ty Aaron co o tym sądzisz? - Nick zwraca się do milczącego dotąd Walijczyka.
Chłopak wzdycha.
- Chętnie bym im parę kości poprzestawiał, ale Sharon może mieć racje. Nie wiemy nawet kto to.
- To byli ochroniarze Isabel - odzywa się niespodziewanie Jack, na co wszyscy zamieramy.
- Skąd wiesz? - Nicklas podchodzi do chłopaka i patrzy na niego zdziwiony.
- Widziałem ich już kiedyś. Tych postur nie da się zapomnieć.
Czuję jak po moim ciele przechodzi dreszcz, kiedy wyobrażam sobie jednego drobnego Jacka przeciwko dwóm napakowanym i bezlitosnym gorylom mojej popieprzonej przyrodniej siostry.
- Suka - to słowo pada jednocześnie z moich i Nicka ust, na co reagujemy porozumiewawczym spojrzeniem.
- Co oni mają do ciebie? - Aaron wypowiada dręczące mnie pytanie.
- Zerwałem z nią kontakty. Powiedziałem, że nie chce być jej przewozem do sławy i takie tam...
Zapada cisza. Przemywam chłopakowi skaleczenia, trzymając go za podbródek. On patrzy na mnie jednym okiem, bo druga powieka, jest opuchnięta do tego stopnia, że nie może jej podnieść.
- Muszę lecieć, widzimy się Nicklas później. Trzymaj się Jack.
- A nie podwiózłbyś mnie do domu? - szatyn podrywa się, ale chwilę później łapie się z sykiem za klatkę piersiową.
- Chyba mi złamali żebro - próbuje żartować, ale nie bardzo mu to wychodzi.
- Lepiej będzie jak zostaniesz - mówi Aaron - Trzymajcie się - po czym wychodzi.
- Rambo dobrze mówi, zostań lepiej - stwierdza Nick - Idę wziąć prysznic, a potem wymyślimy co dalej.
Zostaję sama z Jackiem w salonie. Dokańczam dezynfekcje i przylepiam kilka plastrów.
- To powinno na razie pomóc, jutro musisz pójść do lekarza bo obawiam się, że bez tego się nie obędzie - podnoszę się z kanapy, ale Jack uniemożliwia mi to łapiąc mnie za rękę.
- Dziękuję ci. Jesteś wspaniała.
Patrzę na niego w osłupieniu, po czym po chwili zawahania całuję go w mniej posiniaczony policzek.
- Może zrobić ci herbaty?
Dwie godziny później siedzę na kanapie i myślę. Nie mogę spać z powodu dosyć niewygodnej pozycji i tego, że po mojej głowie przebiega tyle myśli. Spoglądam na Jacka, którego głowa spoczywa na moich kolanach, a on sam śpi jak dziecko. Nie mogę się powstrzymać, aby nie przeczesać dłonią jego włosów.
Mam wielką ochotę wybrać się do Isabel i skopać jej kościsty tyłek, chociaż jeszcze godzinę temu ledwo przekonałam Nicklasa, żeby tego nie robił. Do tego martwi mnie to, że pogorszyły się moje stosunki z bratem. Wszystko było już dobrze, tylko jak zwykle musiałam coś spieprzyć. Może nie powinnam ingerować w jego życie uczuciowe. Sama bym się również irytowała, gdyby blondas wtrącał się w moje. Zaczynam rozmyślać o ojcu, o tym czy kiedykolwiek będę mogła z nim porozmawiać, normalnie, bez kłótni o wszytko, bez wyrzutów, normalnie. Myślę o Riley, Charlie, o tym, że z każdej strony otaczają nas problemy, mimo, że znajduje się w najpiękniejszym mieście na świecie.
- O czym myślisz? - z rozmyśleń wyrywa mnie głos Jacka, który przebudził się nawet nie wiem kiedy.
- O niczym - odpowiadam po chwili.
- Nie kłam- jego słowa wprawiają mnie w osłupienie - Wiem dobrze, że coś Cię trapi.
- To nieważne... Tak po prostu rozmyślam, o Nicku, tacie, tobie, Charlie, Isabel...
- A gdzie w tej wyliczance ty?
- Ja? - jestem zaskoczona tym co powiedział.
- Nie myślisz o sobie, o swoich potrzebach. W wyliczance ludzi o których myślisz, o których się martwisz nie ma ciebie, co znaczy, że nie dbasz o swoje potrzeby tylko najpierw o innych.
- Więc? - mimowolnie, przeczesuję jego włosy, czekając na to co powie.
- Powinnaś to zmienić.
- To co mówisz nie ma sensu. Wszyscy ludzie o których myślę mają jakiś związek ze mną. Jaką decyzję podejmą, taka ma wpływ na moje życie.
- To chcesz przez to powiedzieć?
- Nick jest na mnie wściekły, to znaczy że nasz kontakt ulegnie pogorszeniu. Pokłócimy się w końcu, jedno pójdzie w swoją stronę, drugie w swoją i tak stracę kolejną bliską osobę. - Milknę.
Jack nic nie mówi. Jednak po chwili pyta z pewnym wahaniem w głosie.
- A co z waszymi rodzicami? Nicklas nigdy nic nie mówi na ten temat. I nigdy nie wyjeżdża na święta, nic.
Wzdycham.
- Mama nie żyje. A ojciec ożenił się ponownie z matką Isabel - Jessicą. Wszystko ładnie pięknie, ale jak się okazało Jessica wcale nie jest taka cudowna. Nienawidziła mnie i Nicka. Nastawiła ojca przeciwko nam, a po wyjeździe Nicklasa to spowodowała, że straciliśmy kontakt. Przepraszam, ale nie chcę o tym mówić.
Szatyn łapie mnie za rękę, którą muskam jego włosy i ściska ją mocno, jakby chciał dodać mi otuchy. Siedzimy w ciszy, ale nie bynajmniej krępującej bo dobrze nam w swoim towarzystwie.
Rano budzę z bólem kręgosłupa. Spanie na siedząco to zdecydowanie nie był dobry pomysł. Jack wtula się w moje kolana, co nie pozwala mi na dużo włącznie z przeciąganiem się. Przecieram oczy, a po chwili zauważam Nicklasa który wkracza do salonu.
- O jeden gołąbeczek się przebudził- rzuca z ironią, stawiając na stoliku kawę i kanapki- To dla Jacka - mówi. Sama sobie zrób śniadanie. - wyprzedza mnie, kiedy chcę wyciągnąć rękę po jedną z kanapek.
Wkurzam się. I to nie bynajmniej z powodu cholernych kanapek. Szatyn w tym czasie się budzi i spogląda to na mnie to na Nicklasa, ale ja nie zwracam na niego uwagi, podnoszę się na równe nogi i z wściekłością patrzę na brata.
- O co ci chodzi?!
- O nic - blondas chce się odwrócić i odejść, ale nie pozwalam mu na to, stając w drzwiach kuchni.
- Nie ignoruj mnie! - patrzę na niego uważnie, ale na on przyjmuję twarz pokerzysty, nie pokazując po sobie niczego.
Tylko obojętność. Cholernie zimną obojętność.
- Zejdź, chcę wejść do kuchni - odpowiada spokojnie, próbując mnie wyminąć, co mu się udaje.
- To teraz już tak będzie zawsze? - mówię do jego pleców, ale po chwili chłopak się zatrzymuje. - Będziesz rzucał ironiczne uwagi, będziesz mnie ignorował i traktował jak zanieczyszczone powietrze. Jeżeli coś do mnie masz to powiedz. Nie zachowuj się jak gówniarz - krzyczę.
Nicklas odwraca się w moim kierunku i wtedy dostrzegam złość z którą tak długo i doskonale się maskował.
- Chcesz wiedzieć? Naprawdę chcesz wiedzieć?!
- Uświadom mnie.
- To proszę bardzo. Denerwujesz mnie. Mało? Wkurwiasz mnie. Po prostu. Nie chciałem ukrywać przed tobą wielu rzeczy. Chciałem, żebyś poznała Lisę bo dla mnie dużo znaczy. Skrytykowałaś ją i poniżyłaś. Wiesz jak ona się teraz czuje? Ciągle płacze i pyta mnie dlaczego jej nienawidzisz. Ona bardzo dobrze wie, że źle potraktowała twoją znajomą, a ty ją zmieszałaś z błotem. Lepiej się teraz czujesz? Zachowujesz się egoistycznie na patrząc na innych. Myślisz, ze każdy źle robi tylko ty jesteś biedną małą sierotką w wielkim świecie. Nie! Cholernie się mylisz! Każdy ma uczucia i każdy ma wady! Ale ja wiem, dlaczego tak robisz...
- Dlaczego? - pytam zaszokowana jego wybuchem.
- Bo jesteś o mnie zazdrosna.
Nie wytrzymuję po chwili.
- Masz rację, obwiniaj mnie o wszystko. Tylko nie dziw się, moim zachowaniem, skoro sam miałeś mnie w dupie i nie odzywałeś się tyle czasu...
- Chciałem z tobą porozmawiać...
- Ale to nie było najważniejsze dla ciebie. Cel uświęca środki, mogłeś przylecieć, ale chyba nie za bardzo ci na tym zależało co? Krytykujesz mnie a mimo tej wielkiej miłości, nie stronisz od innych dziewczyn. A to z Charlie, czy to nie jest dowodem, że darzysz Lisę bezgranicznym uczuciem - warczę na brata.
- Ej wyluzujcie... - do naszego sporu wtrąca się Jack.
- Zamknij się Jack! - krzyczymy na niego z Nickiem w tym samym momencie, na co chłopak milknie i patrzy na nas z szokiem.
- A ty nie kręcisz się przy kilku na raz? - blondas próbuje odeprzeć atak. - Aaron, Jack, Chambo? Może jeszcze ktoś? Zachowujesz się jak...
- No jak kto? - krzyżuję ręce na piersiach i patrzę na niego wyczekująco.
- Jak... jak Isabel! Pewnie się przy niej wyuczyłaś tej słodkiej zołzowatości.
Mam ochotę w niego czymś rzucić. Rozglądam się w poszukiwaniu przedmiotu , którym bym mogła rzucić, jednak takowego nie znajduję. Patrzę więc znowu na brata z wściekłością.
- Nienawidzę cię - mówię i wychodzę z salonu w kierunku "mojej" sypialni.
W progu mijam zdziwioną Charlie.
- Co jest? W całym Londynie was słychać.
- Mieliśmy małżeńską sprzeczkę - rzucam zjadliwym tonem i odchodzę.
W pokoju szybko się ubieram i pakuję rzeczy do walizki.
- Co robisz? - spoglądam w stronę drzwi, gdzie o framugę opiera się blondynka.
- Nie wytrzymam z nim w jednym domu, przepraszam Charlie, że musiałaś to słuchać i oglądać.
- Spoko, rozumiem. Mały kryzys w rodzinie państwa Bendtner. Chyba muszę się wynieść razem z tobą bo to będzie głupie jak zostanę. Ale spokojnie, mam tu kuzyna, na pewno się nas przyjmie - uśmiecha się pokrzepiająco.
- Muszę chyba zacząć myśleć o wynajmie mieszkania bo życie na walizkach to nie jest dobry pomysł, no nie?
Charlie jedynie kiwa głową na znak zgody.
Kiedy schodzimy na dół, ani Nicka ani Jacka nie ma w salonie. Tym lepiej. Nie chcę oglądać brata bo mogłoby dojść do kolejnej sprzeczki. A jak na razie to mi ich wystarczy.
Kilka dni po przeprowadzce, wracam z uczelni do mieszkania kuzyna Charlie, Matta. Mijam kawiarnię, w której kiedyś pracowałam. Często koło niej przechodzę, ale teraz coś przykuwa moją uwagę. Kiedy zaglądam do środka zauważam, że przy jednym ze stolików siedzi Isabel wraz z... Lisą. Zachowują się jakby się znały od lat i w dodatku żyły w bardzo przyjaznych stosunkach. Mam ogromną ochotę wyciągnąć telefon i zadzwonić do Nicka, ale wybijam sobie ten pomysł z głowy, dochodząc do wniosku, że i tak mi nie uwierzy i zarzuci kłamstwo. Odchodzę więc, bo to nie moja sprawa.
Śnieg spowodował, że Londyn uzyskał jeszcze więcej uroku. Mój ulubiony park jest cudnie przystrojony w białe płatki śniegu, które bez przerwy spadają z nieba. Po wieczornym spacerze, przysiadam na chwilę na odśnieżoną rękawiczką ławkę i rozglądam się z zachwytem w oczach po tym niesamowitym miejscu.
- Cześć - nie zauważam nawet jak podchodzi do mnie Wilshere.
Wygląda zdecydowanie lepiej, niż ostatnim razem kiedy go widziałam. Limo pod okiem jest już żółte, a zadrapania na twarzy niewidoczne. Szatyn naciąga na głowę wełnianą czapkę i siada obok mnie głośno wciągając powietrze.
- Jest cudownie...
- Aha - odpowiadam patrząc na grupkę dzieci lepiących bałwana.
Zapada cisza.
- Co u Nicka? - pytam, nawet nie wiem dlaczego.
Chyba tylko po to by podtrzymać rozmowę.
- W porządku... - chłopak spogląda na mnie z niepewnością. - To znaczy nie wiem czy ucieszysz się jak to usłyszysz.
- Wal śmiało - posyłam mu uśmiech, najbardziej nieszczery w całym w moim życiu.
- Nicklas oświadczył się Lisie - Jack wypala tak nagle, że czuję, że kręci mi się w głowie.
Na taką wiadomość nie byłam przygotowana.
Od autorki: Krótko, ale jest. Przepraszam za moją nieobecność, za krótkie komentarze lub ich brak, ale niestety w ostatnich tygodniach czasu i weny brak. Jak coś mi wpada do głowy to szybko notuję, a czasem to mam czas włączam kompa i edytor tekstu i dupa, pustka w głowie. Nie piszę wszystko na odwal i w stylu wstaję rano, jem, idę, wracam, śpię tylko ciągle chcę aby coś się działo. Ale wychodzi jak wychodzi. W dodatku brak czasu nie pozwala mi na sprawdzenie błędów za które serdecznie przepraszam, jak coś razi to piszcie, następnym razem będę pamiętać ( Karolla thx!)
Co do samej treści, to wszystkie zgodnie uważacie, że Nick to słodziak, więc postanowiłam zrobić z niego świnie, Aaron wraz z Charlie posiadali mroczną tajemnicę, a Jack dostał wpier%^0( . Pozdrawiam! :)